Projektowanie gier i praca w Szwecji – rozmowa z Ewą Kossowską

ilustracje Ewy z kilku gier i jej portret

Ewę znam ze studiów – miałyśmy okazję studiować razem grafikę. I choć nasze zawodowe ścieżki rozeszły się w zupełnie innych kierunkach, niezmiennie podziwiam ją i jej talent. Ewa projektuje gry, mieszkając teraz w Szwecji, dlatego rozmawiamy o tym jak dostała się do branży, jak wyglądało (i jak długo trwało) zdobycie pierwszego zlecenia za granicą i czy poza studiami, zdecydowała się jeszcze na jakieś kursy, szkoły czy szkolenia. Zapraszam was do rozmowy!

Gościni spotkania

Zawodowo zaczynała jako grafik zajmując się lokalizacją multimediów i DTP w Lionbridge Poland. Od kilku lat mieszka w Szwecji i pracuje w roli projektantki graficznej przy produkcji gier. Pierwsze doświadczenie w branży uzyskała we współpracy ze studiem Toca Boca tworzącym popularne gry mobilne dla dzieci.

Obecnie pracuje dla studia Thunderkick przy produkcji wysokiej jakości gier do kasyn online. Jako Senior Graphic Artist odpowiada między innymi za projektowanie elementów graficznych do gier oraz ich animację. Sporadycznie realizuje także dodatkowe, niezwiązane z codzienną pracą projekty np. okładki i ilustracje do książek. Z kolei po pracy oddaje się różnym pasjom; grom komputerowym, obserwacji ptaków, robieniu na drutach lub czytaniu fantastyki.

Ewę znajdziecie też tu:
https://www.artstation.com/potvor
https://www.linkedin.com/in/evakossowsk

Projektowanie gier i praca w Szwecji – zapis rozmowy

NB: Cześć! Materiał, który będziecie zaraz oglądać, któremu się będziecie przysłuchiwać, powstał dobre dwa miesiące temu. Niestety po nagraniu odkryłam, że jakość dźwięku nie jest rewelacyjna i w związku z tym montaż zajął mi trochę czasu. Mimo wszystko uważam, że rozmowa z Ewą i sama Ewa jest na tyle ciekawą osobą, że szkoda byłoby mi marnować ten materiał i uznałam, że zmontuję go i wrzucę na kanał. W opisie tego filmu znajdziecie spis treści, dzięki któremu szybciej dotrzecie do treści, które faktycznie Was interesują, a ja jestem ciekawa, czy takie rozmowy z gośćmi, którzy niekoniecznie na co dzień pojawiają się na scenach konferencji albo w jakichś publikacjach związanych z projektowaniem, Was interesują. Dajcie znać w komentarzach. A ja znikam i zapraszam do rozmowy.

NB: Czym Ty się zajmujesz na co dzień i gdzie pracujesz? I w jakim mieście? Bo to też nie wybrzmiało. Wiem, że jesteś w Szwecji. Dobrze pamiętam, że to jest Szwecja?

EK: Tak, tak. Jestem w Szwecji, jestem w Sztokholmie. W Sztokholmie jestem od roku 2014 i to w październiku będzie już siedem lat. Pracuję w firmie, która nazywa się Thunderkick, i w tej firmie pracuję już lata cztery. W zeszłym tygodniu miałam dokładnie rocznicę. Thunderkick zajmuje się produkcją gier online i to po polsku chyba nazywa się automaty. To są gry hazardowe. Powiem szczerze, ja produkuję, ale nie korzystam z produktów mojej firmy bardziej, niż to jest konieczne do potrzeb testowych. Zajmuję się produkcją elementów graficznych.

Zastanawiałam się, jak ładnie powiedzieć „assety” po polsku i myślę, że elementy graficzne to są dobre słowa na to. Z tytułu oficjalnego jestem Senior Game Artist, czyli grafikiem growym, i właśnie zajmuję się produkcją tych rzeczy. Produkcją, czyli po prostu rysuję. A jak nie rysuję, to też trochę animuję i generalnie [zajmuję się] wszystkim, co tak naprawdę jest dookoła produkcji. Czyli implementacja, naprawianie różnych bugów, to nie jest tylko rysowanie. Także cała produkcja na około gry – po trochu też się tym zajmuję. Nie programuję. (śmiech)

NB: Mówisz, że pracujesz przy grach. I to jest tak, że Ty bierzesz udział jednocześnie w produkcji jednej takiej gry i np. to jest Twój projekt na jakiś czas? Czy raczej się zdarza, że w ciągu jednego dnia albo tygodnia pracy uczestniczysz w produkcji kilku gier? Jak to wygląda?

EK: To wygląda tak, że ja docelowo koncentruję się na jednym projekcie i on z założenia trwa minimum pół roku. Przeważnie zakładamy na to sześć miesięcy. Czasami jest jakaś obsuwa, czasami po drodze są wakacje, bo w Szwecji nie ma tak, że produkcja jest non stop. Jak przychodzi lipiec, to produkcja staje, bo są wakacje i wszyscy w Szwecji są na wakacjach. I to jest naturalne, że jest przerwa. No ale wracając do projektów, to ja generalnie koncentruję się na jednym bieżącym projekcie, czyli na konkretnej grze i ewentualnie (z doskoku czasami) troszkę pomogę przy czymś innym, jeżeli ktoś mnie poprosi o pomoc, jeżeli ja mam na to czas.

Bo moim priorytetem jest mój projekt, ale też mamy spotkania – jakby cały departament graficzny – i wtedy sobie raz na tydzień pokazujemy wszyscy, co tam ugotowaliśmy przez tydzień w naszych odrębnych projektach, i wtedy mogę powiedzieć: „Wiesz, to jest do niczego” albo „No, super robota!”. I ktoś może powiedzieć: „A jak to jest do niczego, to jak byś to zrobiła?”. To wtedy jest to udział raczej taki doraźny. Ale głównie jest to moja gra. To jest moje dziecko bieżące i myślę, że tych gierek jak do tej pory zrobiłam chyba z sześć? Tak że to się przeciąga trochę, czasami ponad sześć miesięcy. Ale jakby wszystko miało być według planu, to jest jeden projekt na sześć miesięcy.

NB: Okej, okej. A jak się przygotowywałaś do tej pracy, którą teraz wykonujesz? Czy Ty skończyłaś studia kierunkowe, które Ci w jakimś stopniu pomogły w tym, czym się zajmujesz? Czy to były jakieś kursy dodatkowe? Może postawiłaś na własną naukę w ramach kursów online albo czegokolwiek innego? Jak to u Ciebie wyglądało?

EK: Tych kursów i studiów tak naprawdę nie było strasznie dużo, bo moim wyższym wykształceniem jest ukończenie studiów licencjackich na Polsko-Japońskiej Wyższej Szkole Technik Komputerowych, dzisiaj to jest Polsko-Japońska Akademia Technik Komputerowych, na Wydziale Sztuki Nowych Mediów. To jest w zasadzie taka główna część mojego wykształcenia, bo później próbowałam jeszcze robić studia magisterskie na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie i tam wytrzymałam jeden semestr. Podziękowaliśmy sobie za współpracę i zawinęłam się z tejże akademii. Więc to w zasadzie jest całe moje formalne wykształcenie wyższe.

NB: A na licencjacie byłaś na specjalizacji animacja. Dobrze pamiętam?

EK: Tak, tak. Myślę, że to jest w zasadzie jedyny mój wybór podjęty w kontekście studiów, który trochę bym kwestionowała dzisiaj. Ale ogólnie to powiem Ci, że niczego nie żałuję. Jeżeli chodzi o wybory podjęte odnośnie do uczelni wyższej, ja do dzisiaj jestem z tego bardzo zadowolona. Tak naprawdę nie byłam pewna, jak to się wszystko potoczy.

Jak zaczynałam studia, myślałam, że tam będę pięć lat i że zrobię magistra: „Bo co to jest licencjat w ogóle, tylko magistra trzeba mieć, żeby to się jakoś liczyło. U mnie w rodzinie wszyscy mają magistra! I to w ogóle wszystko, co może być”. Ale dobrze, że też w odpowiednim momencie zweryfikowałam ten pogląd i stwierdziłam: „Nie, to chyba już jednak wystarczy. A teraz zobaczymy, co dalej”. Ale jestem z tego zadowolona, bo po pierwsze mi osobiście bardzo odpowiadało to, że program nauczania był taki, że było po troszeczku wszystkiego.

Ja wiem, że może nie wszystkim osobom to odpowiada, że są ludzie, którzy idąc na studia, wychodzą z założenia, że nie, np. „Dla mnie fotografia tylko jest super” albo że „Nie, ja to bym chciał tylko kręcić filmy i robić rzeczy w Afterze, i to tylko tego mnie nauczcie, i w ogóle czemu mi zawracacie głowę innymi przedmiotami”. Dla mnie osobiście to było super, bo byłam dziewczyną, która tyle co zrobiła maturę i skończyła liceum, i kompletnie nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, poza tym że odhaczałam po kolei, czego na pewno nie chcę robić.

No i wyszło, że studia artystyczne wchodzą w grę i że to jest coś, co mnie kręci. I tak, róbmy to! Myślę, że w takiej sytuacji nie ma nic lepszego, niż po prostu spróbować po trochu wszystkiego i zobaczyć, co mi bardziej pasuje, co mi mniej pasuje. Myślę, że to był świetny starter. Dla mnie, z dzisiejszego punktu widzenia.

NB: A co po studiach? Jak wyglądała Twoja droga? To jest tak, że już na studiach zaczęłaś pracę? Czy zawodowo zaczęłaś pracować dopiero po studiach?

EK: Wiesz co, tak naprawdę zawodowo-zawodowo to faktycznie zaczęłam pracować dopiero po skończeniu licencjatu, bo, powiem szczerze, nie do końca liczę jakieś tam z doskoku projekty freelancerskie robione w trakcie studiów jako pracę. To są projekty. Ale praca, którą ja bym uznała za pracę, to faktycznie zaczęłam [ją] tak naprawdę pół roku po obronie dyplomu.

NB: Powiedziałaś, że zaczęłaś pracę niedługo po skończeniu studiów. I to była praca związana z tym, czym się teraz zajmujesz? Z tworzeniem gier? Czy to były raczej inne obszary projektowania?

EK: Jeszcze nie, ale „w zawodzie”, jak to się ładnie mówi. Praca w zawodzie, ponieważ pierwsza moja praca to była praca dla firmy, która zajmuje się lokalizacją, czyli wklejaniem tłumaczeń w różne rzeczy. Teksty i nie tylko. I ja pracowałam dla firmy, która m.in. też lokalizowała np. video. W związku z tym siedziałam dużo w Afterze i… W ogóle cały ten pakiet Adobe: Photoshop, Illustrator, After. I po prostu przeklejałam tłumaczenia koreańskie i szwedzkie, i rosyjskie w reklamy, np. Microsoftu albo coś takiego.

I też przeklejałam koreańskie buzie albo włoskie buzie, żeby to wszystko było tak w pełni zlokalizowane. Tak, dużo, dużo Aftera przede wszystkim, dużo pracy z materiałem video. Powiedziałabym, że to było dość daleko od tej pracy, którą mam dzisiaj, ale narzędzia tak naprawdę się nie zmieniły. (śmiech) Bo nadal korzystam z pakietu Adobe i te umiejętności, które wtedy zaczęłam nabywać, to do dzisiaj z nich korzystam – tylko po prostu w inny sposób.

NB: A pamiętasz, jak wyglądał Twój pierwszy projekt dla klienta? Takie pierwsze zlecenie komercyjne, za które dostałaś pieniądze, z którego byłaś dumna albo nie byłaś dumna? (śmiech) Pamiętasz, co to było?

EK: Mój pierwszy projekt, który uznałabym za pierwszy oficjalny projekt, taki w ogóle umowa, spotkanie z klientem, oprogramowanie nawet wtedy kupiłam, ten pakiet Adobe 5.5, do dzisiaj go mam gdzieś w pudełkach… Mój projekt był dla agencji radców prawnych, tak bardzo poważnie. I ja dla nich miałam zrobić logo, i to logo zrobiłam, i zarobiłam całe 800 złotych polskich. Tak…

NB: I jak Ci poszło? Jak oceniasz, jak wtedy czułaś? Byłaś dumna, podejrzewam, że pierwszy zrealizowany projekt. Co Cię zaskoczyło w tej realizacji, w tej współpracy?

EK: Wiesz co… Ja byłam dumna i blada, że w ogóle ktoś zechciał ze mną tak współpracować. I to zaufanie, i żeby podpisać umowę, i żeby się spotykać. To było dla mnie po prostu takie: „Wow! Ja to naprawdę robię!”. I to w zasadzie był główny fun. Ale pierwsze uroki pracy projektowej… No to jest coś, co wszyscy musimy przejść. Wszyscy ludzie, którzy się za to biorą, to po prostu trzeba usiąść, zacząć robić i zobaczyć, jak to wygląda, jak wygląda kontakt z klientem, ile czasu nam zajmuje wyprodukowanie czegoś, co w ogóle jest sensowne, co w ogóle warto pokazać klientowi, czego nie warto absolutnie pokazywać klientowi.

I np. dla mnie taką w sumie pierwszą bardzo ważną lekcją było – nie wysyłać klientowi propozycji, która mnie samej się naprawdę średnio podoba, tylko dlatego, żeby było ileś tam propozycji i żeby było różnorodnie. Bo w moim przypadku zdarzyło się tak, że klient ciągle lawirował w kierunku tych projektów, które dla mnie były… słabsze. I nie bardzo wiedziałam, jak z tego wybrnąć, w ogóle jak wytłumaczyć klientowi, że coś jest z takiego i takiego powodu projektowego gorsze albo lepsze. To są tego typu nauki, które… Tak, to trzeba przeboleć, bo to nie jest proste i… To była bolesna lekcja. Ale duma była, duma była i to logo było używane nawet. Bo też zdarzyło się tak, że coś zaprojektowałam parę razy w życiu i w ogóle [tego] później nie widziałam. Później tylko rozczarowanie, że szkoda, no ale w sumie zapłacili, to whatever.

NB: A jak to się różniło od tego pierwszego zlecenia dla klienta w Szwecji?

EK: Tak naprawdę taką pierwszą opcję pracową złapałam dopiero po dwóch latach. Po dwóch latach od przeprowadzki do Sztokholmu. No i przez te dwa lata było szukanie, aplikowanie, trochę praca nad portfolio dodatkowo. Bo powiedzmy sobie wprost – jak pracujesz dwa lata jako Multimedia Specialist i lokalizujesz video, i robisz trochę DTP-u, bo na tym moja praca polegała… Miałam też kilka fajnych projektów w portfolio, bo w Polsce firma, dla której wtedy pracowałam, to była forma business-to-business, więc oni robili z innymi fajnymi klientami rzeczy, więc miałam taki epizod, że w tej mojej pierwszej pracy w Polsce robiłam ilustracje do instrukcji dla użytkownika do telefonów. Ostatnich telefonów Nokii!

Co było super fajne i dzięki temu też w ogóle pojechałam do Finlandii parę razy, i pracowałam z Finami. To w zasadzie było moje główne doświadczenie, jedyna praca, jaką miałam. I ja sobie wymyśliłam, że teraz w Szwecji to będę robić gry albo w ogóle coś takiego cool, nie? Że tutaj będę już albo ilustratorką, jakimś Game Artist, albo coś takiego, coś takiego fajnego. Ale też składałam portfolia do bardzo różnych firm, które nie były takie super cool i nie tylko game dev. To był trochę łut szczęścia i byłam przezachwycona, że mi się udało, bo to była współpraca freelancerska ze studiem, które akurat robi gry. Robi gry mobilne dla dzieci, gry edukacyjne, i ja w ogóle bardzo chciałam tam pracować, dostać się na pełen etat.

Byłam w rekrutacji chyba dwa razy wcześniej i odpadłam gdzieś tam pod koniec. Z tego, co wiem, pracę też dostała jakaś dziewczyna z Polski, więc jest nas sporo – wszędzie w Europie i nie tylko. Ale oni zechcieli mnie na współpracę ograniczoną czasowo jako freelancera do produkcji dwóch gier i to trwało parę miesięcy. I dla mnie to był szok kulturowy. Jak to wygląda od strony… Co ja muszę mieć – formalnie, ze względu na przepisy, na organizację, na podatki. To po prostu trzeba ogarnąć, jak się przyjeżdża do jakiegoś kraju, i wiedzieć.

Wiadomo, że klient Ci tego nie powie. To był pierwszy mój stres. To zupełnie inaczej funkcjonuje niż w Polsce, bo w Polsce nie musisz mieć żadnej działalności gospodarczej przecież, żeby zrobić umowę o dzieło i coś tam sobie naskrobać. A tutaj jednak musisz to mieć i jeżeli nie masz zweryfikowanej tożsamości i nie jesteś tam w jakimś urzędzie podatkowym zapisana, to pracujesz na czarno. Tak nie można. To jest „nu, nu, nu” bardzo w Szwecji. Pamiętam, że właśnie to wszystko ogarniałam do tej konkretnej pracy, i też poszłam tam pełna nadziei, w ogóle zachwycona, że oni mnie zaprosili, kompletnie nie wiedząc, jakie stawki godzinowe, w ogóle jakie pieniądze ja mam za to chcieć. I pamiętam, że wtedy byłam akurat z chłopakiem…

Mieszkałam wtedy z chłopakiem z Polski, to był mój ówczesny partner, i on też pracował w game devie, tyle że był programistą, więc mogłam popytać trochę jego znajomych, ale oni nie bardzo wiedzieli. Ludzie pracowali na umowę stałą i tak mimo wszystko nie znałam jeszcze za dużo ludzi, żeby popytać, ile właściwie ja mam powiedzieć, ile się zarabia. Na szczęście mój pracodawca (mój klient) zaoferował mi jakąś tam stawkę. W ogóle spojrzałam na to: „Ile?!”. Że dużo w sensie. „To tyle to za godzinę przez trzy miesiące?! Wow!”, mówię: „Dobra, super”.

Poszłam tam i wiesz, takie zachwycone dziecko, i tak: „Aha, tak, jak tylko chcecie, na wszystko się zgodzę. No spoko, to kiedy zaczynamy?”. I takie zachwycenie: „O Boże! To się dzieje” i w ogóle praca, i nareszcie mi się udało. Więc byłam cała zachwycona i przeszczęśliwa, że: „O Boże, wreszcie! To będą moje pierwsze pieniądze, w ogóle ile pieniędzy!”. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, ile podatku muszę z tego zapłacić. Bardzo łatwo jest się zachwycić, jak się widzi tę całą kwotę u siebie na koncie – z VAT-em i jeszcze z podatkami niezapłaconymi. To takie: „O rety! To jest moje nowe życie, ja teraz po prostu mogę szastać kasą!”.

NB: (śmiech)

EK: A potem trzeba to zapłacić i się okazuje, że no… Kiedy następna praca? Bo to już niedługo mi się skończą pieniążki. Jak już się ma, przynajmniej z mojego doświadczenia tak wynika, że jak już się ma jakąś tam pierwszą pracę w Szwecji, pierwszego klienta, to już też następni ludzie chętniej Cię przyjmą, bo wiedzą, że ktoś Cię sprawdził lokalny. Myślę, że to jest bardzo naturalne, że to w ten sposób działa niezależnie od tego, gdzie pojedziemy. Myślę, że tak samo (taki sam problem) mają obcokrajowcy przyjeżdżający do Polski, jeżeli ktoś przyjeżdża do Polski pracować. I to jest naturalne po prostu, trzeba się przez to jakoś przebić i warto się uczyć języków mimo wszystko. Warto się uczyć języków.

NB: Opowiedziałaś o projektach pierwszych, a jakbyś miała wybrać taki projekt, z którego najwięcej się nauczyłaś?

EK: Najciekawszym moim projektem to była właśnie współpraca w mojej pierwszej-pierwszej pracy, właśnie lokalizacja różnych rzeczy i tłumaczenia. To była właśnie wspomniana wcześniej współpraca z Finlandią, wtedy z Nokią. Myślę, że to było bardzo ciekawe doświadczenie z punktu widzenia holistycznego – nie tylko jako praca graficzna, ale właśnie takie ogólne doświadczenie. Żeby… Jak by to powiedzieć? Pojechać, dogadać się, pojechać w ogóle w inne miejsce, pogadać z ludźmi, którzy inaczej podchodzą do pracy niż my w Polsce, którzy jednak są klientami.

To też była moja pierwsza praca na stałe zatrudnienie, więc tyle co w sumie byłam tak naprawdę zatrudniona. Pamiętam, że bardzo się przejmowałam tym, że tam już parę jakichś takich drobnych projekcików zrobiłam wcześniej, byłam na stażu podczas studiów, ale tak naprawdę pierwsza praca. Pamiętam, że pojechałam spotkać się z tymi Finami, z szefem mojego działu, więc w ogóle facet doświadczony i jakaś w ogóle zieloniutka dziewczynka z Polski przyjechała dowiedzieć się, jak to oni robią, żebyśmy my byli w stanie to zrobić na miejscu u nas w Polsce.

Więc pojechać, przedstawić się, nauczyć się, dogadać się, przyjechać z powrotem i zrobić to samo co oni. A najlepiej lepiej i szybciej, czyli taniej, no bo biznes, tak? Więc to było bardzo złożone doświadczenie i dla mnie bardzo edukacyjne z punktu widzenia też [tego], jak to wygląda poza Polską. To też był taki początek do tego, że ja sobie uświadomiłam, że można pracować za granicą, że to jest fajne i że fajni są ludzie, fajnie się kontaktuje z innymi ludźmi z innych kultur. No ale też… Że faktycznie wchodzi się w ten tryb, jak mówiłyśmy o tym, że na studiach wchodzi się w ten tryb, że masz pięć tysięcy lat na zrobienie jednej rzeczy, a tutaj nie.

Musisz wejść w ten tryb, musisz po prostu trzaskać te rzeczy. Ja wiem, że to jest może takie oczywiste dla ludzi, którzy już pracują ileś lat w zawodzie, ale to dla mnie było otwierające oczy, że nie, że tak wygląda praca. Że tak wygląda praca, dziecko. (śmiech) Masz problem? To też jest jakby opportunity, możliwość, żeby się nauczyć czegoś. Mało tego – musisz się nauczyć rozwiązywać swoje problemy. Bo to nie jest tak, że Ty czegoś nie umiesz i ktoś za Ciebie to rozwiąże albo nie masz pomysłu. No musisz się nauczyć, żeby mieć pomysł.

Musisz sobie wypracować jakiś workflow, bo tak to wygląda. I jeszcze mało tego, są inni ludzie dookoła Ciebie i musisz sobie te wszystkie soft skille wypracować. A jeszcze jak do tego dochodzi inny kraj, inna kultura to już w ogóle się robi tak dużo tych elementów, że po prostu musisz to wszystko bardzo szybko wchłaniać, bo jak nie, to nie nadążysz i Cię to przerośnie. I tak… Nie wiem, czy to jest dobra odpowiedź na to pytanie, ale myślę, że to taki pierwszy kontakt. Wiesz, pierwszy touch.

NB: Jest. I to jest fajne, że o tym mówisz. Bo mi się wydaje, że to jest normalne dla wszystkich, którzy zaczynają jakąkolwiek pierwszą pracę po studiach. Gdzie my jesteśmy w jakiś sposób narzędziowo przygotowywani do tego, w jaki sposób pracować, ale właśnie te wszystkie miękkie umiejętności – z lepszym lub gorszym skutkiem – są gdzieś tam wplatane w programy studiów, jakaś praca grupowa, jakaś praca nad większymi projektami. Ale tak naprawdę dopóki nie zaczniemy pracy, to się tego nie uczymy. I też mam poczucie, nie wiem jak Ty, że każda kolejna praca to jest znowu uczenie się tego wszystkiego od nowa. Bo jest inne środowisko pracy, inne przyzwyczajenia, inna kultura, inne jakieś rytuały, które są z tym konkretnym miejscem pracy związane. iI właściwie trzeba się nastawić na to, że to zawsze będzie coś nowego i trzeba będzie się powoli tego wszystkiego uczyć, i się z tym godzić trochę.

EK: No musimy nauczyć się… Jak nie umiemy, to nauczmy się uczyć. I czy chcemy, czy nie chcemy, to trzeba się uczyć, bo to po prostu jest oczekiwane od nas. Generalnie prawie w każdej pracy, która jest w środowisku komputerowym, to po prostu musimy – chcemy czy nie. I nawet jeśli nam się wydaje, że się nie uczymy, to tak naprawdę się uczymy czegoś tam. Bo ten cały software (i te wszystkie narzędzia) to się non stop zmienia.

Nawet jeżeli to są te same rzeczy, to coraz więcej jest, jeżeli to jest dobry software, to coraz więcej jest możliwości w obrębie tych programów, ale też ciągle dochodzą nowe. I jeżeli chcemy być na powierzchni rynku zawodowego, to musimy cały czas ogarniać. Co tam jest cool i co tam dzieciaki dzisiaj robią w świecie cyfrowym, bo taki jest standard branży. I tu nie mam na myśli konkretnie tylko gier, tylko każdą branżę, która korzysta z jakichkolwiek cyfrowych narzędzi, więc to jest… Uczmy się uczyć i uczmy się rozwiązywać własne problemy.

A jeszcze jak potrafimy rozwiązać cudze problemy, nie tylko klienta, ale też naszych współpracowników, to już w ogóle… Dla mnie to też powinna być podstawa, bo jednak jak się pracuje w zespole, a ja przeważnie pracuję w zespole, ja lubię pracę w zespole, bo to jest inspirujące, to ludzie prędzej czy później mają jakieś problemy. Jeżeli to jesteśmy my, jeżeli to są inni ludzie: „Wiesz, ja nie wiem. Jak to się robi?”. I przede wszystkim umieć pytać, prosić o pomoc, żeby też pogodzić się z tym, że to jest okej, że ja czegoś nie wiem. Dla mnie to był na początku bardzo duży problem, żeby w ogóle podejść do kolegi, np. w mojej pracy obecnej, i powiedzieć: „Wiesz, ale ja w zasadzie nie wiem, jak to się robi.

Czy miałbyś godzinkę… Godzinkę? Nie! 15 minut, żeby mi to wytłumaczyć?”. Dla mnie to był mega stres, mimo że już wcześniej też pracowałam w zespole, ale nowe środowisko, w ogóle wielka grupa Szwedów. Może oni oczekują, że ja to wszystko potrafię? Ale prosić o pomoc trzeba, bo to po prostu oszczędza nasz czas, energię i czas innych ludzi, i pracodawcy, klientów, i wszystkich. I wszyscy są szczęśliwsi. A jeżeli potrafimy rozwiązać właśnie też czyjś problem lub ktoś nie potrafi czegoś, no to też jest super i warto pomagać.

To brzmi trochę głupio, ale wszystko się przekłada tak naprawdę na efektywną współpracę w grupie. (śmiech) I myślę, że to po prostu jest dobre, bo jeżeli jesteśmy w zespole, który nie funkcjonuje, i ktoś przez dwa dni coś tam sobie dłubie, a później się okazuje: „A bo ja nie wiedziałem”, to jest takie: „Kurde, dziecko”. No dokładnie – dziecko. Musisz się dowiedzieć, musisz się zapytać, to są te soft skille, nie? To jest podstawa, to jest po prostu konieczne. Chyba że ktoś chce pracować, robić grafiki, zupełnie nienawidzi ludzi i chce być sam, no to wtedy tak naprawdę okej, spoko. To też jest możliwe przecież, ale to musisz rozmawiać z klientem. Przy każdej nowej pracy, przy każdym nowym projekcie, na każdym stanowisku tak naprawdę.

NB: I przy każdym konflikcie. Bo to zazwyczaj wychodzi tak naprawdę, kiedy pojawia się coś nie tak – jak sobie z tym poradzimy. Jak zaczniemy rozwiązywać problem.

EK: Tak, tak. I jeszcze tak Ci powiem na temat tej pracy zespołowej. Mnie się wydaje, że praca zespołowa, przynajmniej… No na pewno w game devie, w ogóle jaki to by nie był game dev, czy to są takie gierki, jak ja robię, że mamy zespół tak naprawdę trzy do pięciu osób, to jest taki core team, ale przecież są też wszystkie gry AAA i to są w ogóle potężne zespoły, które się ciągle zmieniają, no to jest po prostu tak dużo czynników, że prędzej czy później jakieś problemy są i to trzeba po prostu ogarniać.

I na bieżąco, to się nie może nawarstwiać, bo jak to się nawarstwi, to one wtedy rosną i te problemy nas zjadają. I nieważne, czy to są problemy projektowe, jak coś zrobić, jak coś ma wyglądać, czy to są problemy czysto techniczne, coś mi nie działa na komputerze. No kurczę – komunikacja. Też wszystkie takie podstawy, które… Co mam na myśli może przez klasyczne rzeczy: rysunek i malarstwo, rzeźba, jak ktoś lubi, to spoko. Ale te podstawy analogowe – myślę, że to jest bardzo fajna rzecz do tego, żeby zacząć.

To nie jest must have, znam osoby, które prawie nigdy w życiu nie dotykały farby, ale osobiście uważam, że to jest fajne, bo to jest inspirujące. To też daje fajny kontakt z medium, który później się zatraca. Niektórzy mogliby powiedzieć: „A! Przecież ja w życiu nie będę malować!”. Właśnie z uwagi na to fajnie jest od tego zacząć, bo to jest trochę inne i mimo wszystko to są jakieś podstawy, które wracają. Tak jak, nie wiem, anatomia, jakiś rysunek w perspektywie, tego typu rzeczy. To jest taka super podstawa. Może trochę w ogóle głupio to wspominać, bo o tym wszyscy mówią.

NB: Bo Ty się zajmujesz ilustracją, prawda? W sensie Ty robisz dużo ilustracji na potrzeby gier, więc to jest bliskie temu w sumie, że przekładasz jakiś rysunek. Tylko teraz nie robisz go na kartce papieru, chociaż może zaczynasz szkicowanie na papierze. W sumie nie wiem. Czy rysujesz sobie najpierw projekty na papierze?

EK: Czasami, bardzo rzadko. Ale np. do mojej pracy-pracy dziennej, to mam bardzo dobry sprzęt i ostatnio taką mam… Taki mam workflow, że lubię sobie poszkicować na komputerze z czystej… z lenistwa trochę. Bo jakbym miała to na telefonie i później chciałabym np. o tym porozmawiać na spotkaniu, to muszę to znaleźć, wykadrować coś. No co, na kartce pokażę? Jeszcze teraz, jak wszyscy pracują na home office, to trzeba zeskanować albo coś tam, albo zrobić zdjęcie. Ja wiem, że to jest mega lenistwo, tak to brzmi, ale też lenistwo… Dlaczego? Dlatego że na komputerze łatwiej poprawić.

NB: Yhym.

EK: Więc szybciej idzie szkicowanie na komputerze, co niekoniecznie też jest dobre, dlatego mówię, że warto od takich podstaw analogowych zacząć, bo to nas uczy podejmowania decyzji. W takim sensie projektowym. To też towarzyszy temu całemu eventowi, który będzie w przyszłym miesiącu, czyli Inktober coroczny. Ludzie, którzy bardzo lubią Inktober, mówią: „Róbcie analogowo, cyfrowo też można, ale analogowo warto, bo to wtedy podejmujemy bardziej świadome decyzje projektowe”.

I to się przekłada na różne rzeczy w pozytywny sposób w projekcie, bo jeżeli jesteśmy już przyzwyczajeni do tego, że tak robimy, to szybciej nam zaczyna przychodzić podejmowanie decyzji i to dobrych projektowych decyzji, bo świadomie stawiamy kreskę tu, świadomie robimy coś tam. A jeżeli pracujemy cały czas w Photoshopie, to jednak Ctrl+Z chodzi non stop i bardzo łatwo jest się przez to rozleniwić. (śmiech) Tak jak niektórzy. I to sobie tak można rysować, poprawiać, rysować, poprawiać… A, to szybko będzie, nie?

NB: Yhym.

EK: Ale czy ten rysunek ostatecznie będzie tak w pełni świadomie zrobiony i tak naprawdę najlepszą wersją tego, co ja mam w głowie? Może nie.

NB: Yhym.

EK: Te analogowe podstawy są po prostu fajne, [są] fajną podkładką. Jeżeli ktoś z tego później nie skorzysta i zupełnie to odstawi? Spoko. Nie wiesz tak naprawdę, kiedy to do Ciebie wróci, czy do Ciebie wróci, ale myślę, że warto chociaż trochę. Ja też mówię z punktu widzenia takiego, że… Ty powiedziałaś o tym, żeby nie marnować czasu. To zależy chyba na jakim jesteśmy etapie życia, bo ja jednak spędziłam dwadzieścia lat rysując na papierze, zanim w ogóle dostałam w ręce pierwszy tablet. I chodziłam na dodatkowe zajęcia z plastyki. Nie uważam tego za oficjalne przygotowanie i kursy ani nic takiego, no ale spędziłam bardzo wiele godzin, gryzmoląc na papierze postacie z komiksów albo z kreskówek, albo coś takiego.

Nie uważam, żeby to była strata czasu, ale powiedzmy sobie wprost, jesteśmy dzieciakami, nie wszystko musi być optymalne i efektywne, tam powiedzmy do dwudziestego roku życia. Spokojnie. Jeżeli miałabym dać poradę młodym ludziom, którzy są w liceum albo jeszcze przed liceum, i się zastanawiają, że może: „A! To ja już będę tylko na tablecie klepać i w ogóle tylko w Illustratorze”. To ja bym powiedziała, że: „Nie, nie. Słuchaj, spróbuj przede wszystkim różnych rzeczy i jak już popróbujesz, to proszę – droga cyfrowa, śmiało. Ale spróbuj, ale spróbuj, bo to fajne jest i nie wiesz, gdzie to Cię tak naprawdę zaprowadzi”.

NB: Te zajęcia plastyczne, o których mówisz, bo ja też całe życie chodziłam na plastykę dodatkową, to jest coś, za co w sumie dziękuję moim rodzicom, że mnie na to wysyłali, bo… Bo to dopiero po jakimś czasie się widzi, że właśnie była okazja, żeby robić rzeczy, żeby coś tam sobie z tej gliny wylepić, żeby wykleić jakieś dziwne rzeczy, tam pamiętam, że my jeszcze mieliśmy jakieś wyszywanie, jakieś haftowanie, malarstwo na sztaludze. Co było w sumie fajnym doświadczeniem, bo potem, jak się poszło na studia, to dużo moich znajomych pierwszy raz miało do czynienia z rysowaniem albo z malowaniem na sztaludze. Nie wiem, czy Ty to pamiętasz…

EK: Pamiętam.

NB: Ale jeżeli były osoby, które nie były w szkołach plastycznych żadnych ani nie chodziły na zajęcia dodatkowe z rysunku lub z malarstwa, no to też jest nowe doświadczenie, z którym się trzeba szybko oswoić, jeżeli się wybiera na studia artystyczne. Trochę wspomniałaś o tym, że masz dobry sprzęt i że tutaj możesz sobie pozwolić na to, żeby działać. Wspomniałaś trochę o tym szkicowaniu. Jak to wygląda? Czego potrzebujesz, co musisz mieć, żeby móc wykonywać tę pracę, którą teraz wykonujesz?

EK: Hmm. Dobrze, to tak. Taką podstawą, myślę absolutnie niezbędną dla mnie, to jest mój preferowany program do rysowania. I to jest niezmiennie od lat Photoshop. Tak, Photoshop. I nie wstydzę się tego, wiele osób pracuje w Photoshopie. Żadne tam inne…

NB: Teraz Affinity. Affinity, nie? Chyba jest teraz popularne, z tego, co kojarzę.

EK: Ale wiele osób też trzaska na iPodzie w tym…

NB: A! W Procreate, w Procreate.

EK: Tak.

NB: Yhym, yhym.

EK: Nie, to ja muszę przyznać, jestem wierna od lat Photoshopowi. Do tego ważny jest tablet jakiś. Niekoniecznie jakiś super najlepszy, mam tutaj na myśli Cintiq, czyli tablet… Nie wiem, jak to się nazywa, ekranowy?

NB: Yhym.

EK: Ekran, na którym rysuję. Wcale niekoniecznie. Po prostu zwykły, dobry tablet, gdzie się patrzy na ekran. Aha! No i żeby ten komputer był szybki. (śmiech) Bo jeżeli muszę czekać pół minuty za każdym razem, jak klikam Ctrl+Z, to trochę słabo. Ale po prostu żeby się sprawnie rysowało, no i Internet. To jest moje super minimum. Ale jeżeli mogę troszkę więcej chcieć, to dla mnie bardzo ważne jest… No właśnie, co? Tak naprawdę to też jest jeszcze podstawa, bo powiedziałam, że tylko Photoshop, ale tak naprawdę w pracy używam Illustratora, bo zdarzają się grafiki wektorowe. After jest w sumie dość często, bo też ja w swojej pracy powiedziałam, że zajmuję się produkcją elementów graficznych, czyli to jest rysowanie, ale też często animuję coś. Jednak ta specjalizacja z animacji wraca do mnie mimo wszystko ze studiów.

Animuję coś troszkę i robię to w Afterze często, ale też jest taki program bardzo fajny i on jest bardzo popularny chyba teraz w niektórych branżach, on się nazywa Spine. Spine Esoteric Software i on jest do animowania, myślę, że bardzo fajnie można w nim takie puppety, animację chodu, coś takiego zrobić. My robimy w nim też masę innych rzeczy, to jest bardzo fajne oprogramowanie, które powoli, ono jest też rozwijane ciągle, więc ono powoli zaczyna przejmować niektóre rzeczy z Aftera. I co jeszcze? W zasadzie to są te takie główne: Illustrator, Photoshop, After, Spine.

NB: Dobry komputer i tablet. (śmiech)

EK: Dobry komputer, szybki komputer. Bo jednak te wszystkie programy z Adobe wymagają dobrej objętości.

NB: Mam takie pytanie – co jest największym zaskoczeniem w Twojej pracy?

EK: Właśnie, właśnie. Życie nie jest sprawiedliwe. I nawet jeżeli robimy coś, co nam się wydaje, jak mamy te naście lat, i że ja chcę rysować, i że będę robić gry albo książki ilustrować, albo, nie wiem, robić reklamy. Nie wiem, czy jak się ma naście lat, to się myśli o reklamie, ale coś tam się będzie robić kreatywnego, tak? No… To jest tak naprawdę tylko jeden mały wycinek tego, co będziemy robić, a dookoła jest ta cała otoczka, o której mówiłyśmy wcześniej. Te soft skille, jest praca z innymi ludźmi, z klientami itd. Jest cały czas uczenie się nowych rzeczy. Ja w pracy wspomniałam rysuję i animuję, ale też muszę, jak już tam wyprodukuję, wypluję z siebie te assety, no to ja je muszę zaimplementować.

To nie tak, że ja sobie je odłożę w folderze i ktoś sobie je weźmie. Nie. Muszę wszystko wyeksportować i to już jest takie bardziej techniczne, włożyć na dobre miejsce. Powiedziałam, że nie programuję, ale też często jest tak, że muszę otworzyć plik tekstowy i muszę tam wklepać, na jakiej wysokości pikseli to ma być, z jaką prędkością coś ma się ruszać. Bardzo często muszę się nauczyć takich ograniczeń technicznych odnośnie do tego, co ja sobie tam w głowie wymyśliłam, to czy to jest w ogóle możliwe do zrobienia. Bo np. się może okazać, że to będzie bardzo ciężkie do udźwignięcia i w ogóle na urządzeniach mobilnych to się nie zdarzy. Wtedy będzie porażka, bo to trzeba będzie wyłączyć. No nie da się.

I to też jest ważne, żeby się nauczyć właśnie takich ograniczeń wynikających nie tylko z tego, co my robimy, ale czy to w ogóle jest realne. Że jednak troszeczkę trzeba zrozumieć tego programistę, troszeczkę trzeba zrozumieć tego testera – na co oni patrzą, jakiego rodzaju błędy popełniamy. I że tego jest sporo tak naprawdę poza samym momentem, gdzie my coś tam narysujemy i już wszystko pięknie. To nie tylko na tym polega. I to jest jedna rzecz. Ja nie mówię, że to jest negatywne.

NB: Yhym.

EK: To po prostu jest inaczej, niż niektórzy mogą sobie wyobrażać, bo tego się nie wie, dopóki się tego nie robi. (śmiech) Bo powiedzmy sobie wprost – jak ja myślę o robieniu gier, a jestem np. w liceum, to może coś tam sobie oglądam na YouTubie, jak ludzie mówią i jak opowiadają, jak to wygląda. Ale tak naprawdę nie mam realnego pojęcia, jak to dokładnie wygląda step by step, co ja muszę zrobić. Ale ja myślę, że to jest spoko, bo takie jest życie.

Po prostu się tego uczymy. Chociaż dla niektórych to może być rozczarowanie, myślę, że to może być rozczarowanie. Ja np. miałam takie doświadczenie w jednym (w moim pierwszym) projekcie, jaki robiłam tutaj w Szwecji, mówiłam o grach edukacyjnych dla dzieci. Ja z tą implementacją trochę siadłam. Bo sobie średnio radziłam z implementowaniem rzeczy w Unity i ja to robiłam, ale np. czasami robiłam to źle i nie miałam takiego workflow, żeby sprawdzić, czy coś jest poprawnie zaimplementowane. Dowiadywałam się tego już od programisty, który tam w ogóle [mówił], [że] jakieś bugi były. Jeżeli bym to tylko sprawdziła ileś razy i sama poprawiła, to tego problemu w ogóle by nie było. Więc jest więcej rzeczy niż samo rysowanie w pracy, która polega na rysowaniu. Też trzeba za to odpowiadać. Taki jest life, taki jest life.

Ale! To, co chciałam powiedzieć odnośnie do takich zaskakujących, rozczarowujących rzeczy, to to, że… No niestety. Myślę, że jak decydujemy się na tę pracę kreatywną, a jednocześnie chcemy mieć stabilne źródło zarobku i w ogóle taką pewność zawodową w przyszłości, to jest… Dla mnie to było na jakimś etapie zderzenie, że tak naprawdę większość tych projektów to są krótsze lub dłuższe zlecenia. Powiedziałabym, że chyba zdecydowana większość takich opcji, gdzie możesz pracować jako jakiś Concept Artist albo… Dobra, będę mówiła tylko o game devie, bo może mówię o czymś, o czym nie wiem. To są takie projekty, które trzeba cały czas wynajdywać, cały czas trzeba dbać o siatkę z klientem. Znaczy tak na marginesie – zawsze warto mieć dobre portfolio i CV. Bez względu na to, czy mamy stałą pracę, czy nie.

A jeżeli nie mamy stałej pracy, to tym bardziej. I że to jest mega stres tak naprawdę. Dla mnie to było trochę rozczarowanie, że: „Dzień dobry, witamy w świecie dorosłych! Zatrudnimy artystę ilustratora, ale tylko na pół roku”. I tyle. A ja jednak bardzo sobie cenię stałe zatrudnienie, jeszcze tym bardziej w Szwecji – stałe zatrudnienie to jest w ogóle super rzecz. Niektórym to pasuje, bo ludzie lubią sobie skakać po projektach, ale jeżeli ktoś jest osobą, która chce mieć po prostu stałą pracę i mieć poczucie bezpieczeństwa, wszystkie zalety z tego wynikające, cokolwiek by to było… Czy w Polsce to jest dostęp do służby zdrowia albo, nie wiem, cokolwiek to jest, to mi się wydaje, że w pracy projektowej są takie możliwości, ale tam konkurencja jest spora. Bo wszyscy… Może nie wszyscy, ale wiele osób bardzo chciałoby mieć taką stałą pracę.

Dla mnie to było rozczarowanie, z którym musiałam się trochę w pewnym momencie życia pogodzić, że okej – albo tutaj zrobię fuchę i np. potem się zastanowię, albo tu jest taka praca. Ona jest fajna, może nie jest super spełnieniem marzeń, ale to jest stałe zatrudnienie. I czy to jest [to], czego ja potrzebuję na tym etapie życia? Trzeba się nad tym po prostu zastanowić, bo bardzo trudno jest mieć wszystko, co byśmy chcieli, żeby wszystko było idealne. Ja wiem, to może jest oczywiste, ale mimo wszystko. Jako młody człowiek przed dwudziestką nie zastanawiałam się nad formą zatrudnienia, co tak naprawdę jest lepsze. I moi rodzice też mi o tym nie mówili, tylko wspierali mnie bardzo: „Lubisz rysować? Super, rób to. Potem się coś wymyśli”.

NB: To co Cię napędza i motywuje w takiej kreatywnej pracy? Masz jakieś takie rzeczy, o których wiesz, że dobrze na Ciebie działają?

EK: Bardzo lubię cały aspekt kreowania czegoś, robienia czegoś. I to się przekłada na różne aspekty w moim życiu, ale zawodowo – jeżeli narysuję coś i wyjdzie dokładnie tak, jak bym chciała albo nawet lepiej, bo np. mam pomysł, ale jeszcze nie wiem dokładnie, jakie szczegóły mają być, i wyjdzie mi super, to jest po prostu to poczucie: „Jest! Zrobiłam!”. W ogóle to jestem nawet pod wrażeniem, jak to wyszło, jak potrafię sama siebie trochę zaskoczyć, że wyszło tak fajnie. To taka automatyczna gratyfikacja, ale osobiście bardzo lubię narysować albo zanimować coś, co potrafi kogoś rozbawić. Uwielbiam, jak potrafię się skontaktować z odbiorcą tego, co robię, na takim głębszym poziomie emocjonalnym, nie tylko czysto estetycznym.

Jeżeli to jest coś, co budzi emocje, wywoła coś więcej. I na marginesie dodam, że jeżeli mam możliwość zrobienia czegoś wręcz… Jak by to powiedzieć? Inspirującego. I to już nie mówię tylko o pracy, którą wykonuję na co dzień. Ale jeżeli mam możliwość zrobienia czegoś fajnego tak społecznie, np. charytatywne projekty na jakieś manifestacje albo do kampanii, które promują coś fajnego, albo wręcz takie polityczne klimaty, to też jest dla mnie taka… Taki driving force. (śmiech)

NB: Yhym, yhym.

EK: Który daje mi też dużą satysfakcję, że robię coś, co jest fajne, co jest potrzebne, co może wywołać dyskusję. Ale to jak mówię, w chwili obecnej tu, gdzie pracuję, nie bardzo mam taką możliwość. Ale jeżeli popracowo mogę coś skomentować w języku, którym operuję, czyli właśnie w graficznym, to np. narysuję krótki komiks albo zilustruję coś, to to jest dla mnie super. Czuję, że to jest fajna forma ekspresji.

NB: A co Cię blokuje? Masz coś, co wiesz, że nie działa, nie dasz rady pracować kreatywnie, kiedy coś się dzieje albo są jakieś warunki niesprzyjające?

EK: Czasami to jest monotonia. I ja np. bardzo jestem wdzięczna za to, że moje projekty nie trwają dłużej niż parę miesięcy, bo ja po prostu zwyczajnie zaczynam się nudzić tym, co robię. Blokuje mnie stres oczywiście. (śmiech) Chociaż nie zawsze! Bo też jest czasami taki stres, który fajnie działa i mi się np. świetnie robiło projekty na studiach dzień przed oddaniem projektu. Naprawdę super pomysły przychodzą do głowy. To jest ten pozytywny stres. Ale mimo wszystko uczę się robić rzeczy nie w ten sposób, bo to jest niezdrowe dla nas psychicznie.

Nie tylko zawodowo, ale ja później to odchorowuję i jestem zmęczona, i np. długo unikam robienia czegoś, bo ostatni raz, jak to robiłam, to mnie to kosztowało dużo stresu, i żeby na ostatnią chwilę robić. Ale wiadomo, stres pod koniec produkcji, bo tam są dedlajny, certyfikaty. To potrafi troszkę zblokować czasami. Mimo wszystko staram się taki wypracowywać workflow i właśnie tę równowagę z życiem popracowym, żeby funkcjonować, bo jestem odpowiedzialna za to, co robię. Mamy umowę z moim pracodawcą. I staram się oddzielać emocje od produkcji, tak?

Tak naprawdę wszyscy bez względu na to, jaką mamy pracę, mamy jakieś emocje związane z pracą czy z tym, co się dzieje po pracy. I to potrafi mnie bardzo zablokować czasami. Czasami potrafi się zdarzyć coś takiego poza pracą, że ja nie śpię za dobrze, wtedy muszę wziąć wolne, bo nie jestem w stanie pracować. To wszystko się sprowadza do dobrego funkcjonowania fizycznego, żebyśmy byli zdrowi fizycznie i psychicznie. Ja nie zaliczyłam jeszcze typowego wypalenia zawodowego, ale np. obecnie, od jakichś paru miesięcy, dwóch lat, no dłużej może nawet, to ja nie rysuję za dużo po pracy. I czasami mi tego brakuje.

Jak miałam pracę, która się nie opierała głównie na produkcji graficznej i na takim animowaniu, to jednak bywało tak często, że po pracy przychodziłam sobie do domu, siadałam przy komputerze, otwierałam Photoshopa i tam rysowałam. Już nieważne, co to było, czy rysowałam sobie jakieś bazgrołki, jakąś postać z filmu, który mi się podobał, a ostatnio obejrzałam. No to tego nie robię i to jest jakaś forma wypalenia. Po prostu nie jestem w stanie tego robić non stop. W jakimś sensie to jest strata, z którą ja się godzę, taki jest life. Ale przekładam tę kreatywność z kolei na inne czynności.

NB: Czy Ty np. widzisz, nie mówię teraz o miejscu pracy jako firmie, w której się znajdujesz, że rzeczy, którymi się zajmujesz, np. robisz coś do gier, to jest coś, co chciałabyś, żeby było Twoim docelowym zajęciem? Czy to jest raczej jakiś przystanek na drodze do innego miejsca? Masz jakieś plany daleko idące związane z pracą zawodową?

EK: Powiem Ci, że nie. (śmiech) To znaczy i tak, i nie. Bo z jednej strony fajnie byłoby nadal korzystać z tego, co już sobie wypracowałam, i że te umiejętności, które mam, i to doświadczenie, które mam, ono jakoś po prostu cały czas może procentować i to mi otwiera też drzwi gdzie indziej w branżach kreatywnych, nie tylko tak naprawdę w game devie. Myślę, że jakbym się bardzo uparła, to do jakiejś agencji reklamowej też bym dała radę wbić albo w jakimś wydawnictwie może – bo też zdarzyło mi się tutaj robić parę razy freelancerską współpracę popracową do książek albo do audiobooków. Więc takie rzeczy są w moim zasięgu i myślę, że lubię to na tyle, że jest to coś, co chciałabym robić w przyszłości dalej, ale nie wykluczam zupełnie takiej opcji, żeby się zupełnie przebranżowić, bo czemu nie.

Jeżeli mam taką możliwość, jeżeli finansowo dam radę, jeżeli z jakichś powodów życiowych to jest okej, to ja nie będę sobie wypruwać żył, że zmarnowałam życie i że robiłam jakieś tam grafiki, i że w ogóle po co, na co to komu, a teraz chcę być, nie wiem, weterynarzem. Albo pielęgniarką, jeżeli mi się zachce. Nie. Ja biorę pod uwagę taką możliwość, że pewnego dnia może się zdarzyć, że ja… Już mnie to nie bawi i nie interesuje, i że np. chciałabym robić coś bardziej zaangażowanego społecznie albo… Tak naprawdę ciężko powiedzieć, bo te rzeczy się mogą zmienić. I to jest okej. Chciałabym jeszcze trochę porobić w grach. Niekoniecznie w grach online, niekoniecznie w grach mobilnych, niekoniecznie w grach hazardowych, bo to nie jest coś, z czego korzystam – choćby z tego powodu.

I też powiedzmy sobie wprost, dla jakiejś tam wewnętrznej satysfakcji i dla ego to w ogóle byłoby super, jakby mi się trafiła fucha w jakimś AAA studio i [okazja, żeby] zrobić jakąś super grę, którą każdy zna. Mnie to trochę kręci i to byłoby fajne, tak? Więc też tego nie wykluczam. Musiałabym trochę jeszcze popracować, żeby w ogóle coś takiego się mogło stać, ale… Na pewno chciałabym jeszcze spróbować jakichś innych właśnie formatów gier.

NB: Dobra, to były wszystkie moje pytania. No dobra, to ja robię End broadcast i jest szansa, że Cię wywali teraz, zaraz, ale nie wiem, więc w razie co się żegnam. (śmiech) Już, kilkam.

EK: Super, dzięki!

You May Also Like
Read More

Muzeum neonów

Muzeum Neonów to moje niedawne odkrycie na mapie Warszawy. Mimo, że wiedziałam o nim od dłuższego czasu (zalew zdjęć znajomych na fejsbukowej ścianie), niespecjalnie miałam…
Read More