To tekstowa wersja materiału audio, który pojawił się na moim kanale na YouTube:
Dziś na luzie o studiach, ale nie tym czy są potrzebne, a raczej co mogą nam dać. Zależy mi żeby pokazać tę perspektywę bo w sieci znajdziecie mnóstwo głosów, że studia są niepotrzebne i nie warto ich kończyć jeśli chcemy pracować w UXie. Łapcie kawę, herbatę i zapraszam do pogadanki o studiach właśnie.
Wkrótce matury, więc jak bumerang wraca pytanie o studia „żeby zostać UX Designerem”. I sporo dyskusji toczy się już w sieci, na grupach, które sprowadzają się głównie do „nie trzeba kończyć studiów”, „szkoda czasu na studia”, „wszystkiego można nauczyć się samodzielnie”. I jest to w gruncie rzeczy prawda – zwłaszcza w Polsce, gdzie przez długi czas nie mieliśmy szkół, studiów czy nawet kursów dotyczących UXa, po prostu rzadko wymaga się kierunkowego wykształcenia. Chciałabym dzisiaj poruszyć trochę inną perspektywę, a mianowicie, co mogą nam dać studia, a nie czy w ogóle są potrzebne. Bo tu już ustaliliśmy, że nie. No to co mogą nam dać skończone studia?
Znajomości
Może to nie jest punkt, którego spodziewaliście się na początku, ale często widzę opinię, że pracę można dostać tylko przez znajomości, że znajomości coś komuś dały. I tu raczej nie ma o czym dyskutować – wydaje się naturalne, że szeroka siatka znajomych, przyjaciół, klientów, współpracowników na pewno działa na plus, kiedy szukamy pracy, zleceń. Tylko to jest tak, że te znajomości możecie sobie, wiecie, wypracować. I studia są niezłym punktem zaczepienia.
Po pierwsze – nowi koledzy i koleżanki, część z nich być może już pracujący w branży lub mający z branżą kontakt. A jeśli nie mają teraz, to przez okres studiów i po studiach, ten kontakt będą mieli. No i druga strona – czyli osoby prowadzące zajęcia – wykładowczynie, wykładowcy, to wbrew utartym opiniom nie są tylko osoby, które całe życie siedzą na uczelni i nie robią poza tym nic innego. W Polsce też trudno byłoby się z tego po prostu utrzymać. A to znaczy, że mogą mieć swoje firmy, realizują zlecenia, no i… znają ludzi.
Pamiętam, że na moich studiach faktycznie kilka osób załapało się tak na praktyki lub zostali zatrudnieni przez firmy prowadzących. To będzie jeszcze bardziej możliwe w przypadku studiów podyplomowych, które chwalą się tym, że w ich kadrze zasiadają osoby związane mocno z branżą. Od siebie jeszcze dodam, że prowadząc zajęcia na uczelni siłą rzeczy sama wyłapywałam osoby, którym mogłabym złożyć ofertę pracy.
Łatwiej zbudować portfolio
Po 3 czy 5 latach nauki będziecie mieć za sobą mnóstwo projektów. Lepszych i gorszych, bardziej nadających się do portfolio lub mniej, ale na pewno coś z tego uda się w tym portfolio umieścić. Co więcej, tworząc projekty na uczelni możecie intencjonalnie wybierać tematy lub formaty, które bardziej w tym portfolio wam się przydadzą. Jeśli robicie projekt z typografii albo projektowania graficznego i jest dowolność formatu lub tematu, to nic nie stoi na przeszkodzie żeby robić projekt np. w formie strony internetowej, appki czy czegokolwiek.
Ja zrobiłam tak jeden z projektów z malarstwa, który miał zakładać jakąś formę interaktywną i zrobiłam to w formie gry miejskiej połączonej ze stroną internetową. Nie dość, że fajnie można było to opisać, ja miałam okazję pobawić się dłubaniem strony to był to projekt taki przyjemny w opisywaniu i wizualizowaniu – miałam sporo zdjęć, więc nie musiałam w całości bazować na jakichś mockupach. To samo tyczy się dyplomów – to już większe projekty, nad którymi pracujemy dość długo. W moim przypadku na licencjacie robiłam desktopową appkę, a na magisterce stronę, która była mapą zabytków. Oba projekty, na którymś etapie trafiły do mojego portfolio.
Oczywiście na projekty szkolne, akademickie w rekrutacji patrzy się trochę inaczej niż na te komercyjne, ale wciąż, mogą być fajnym dodatkiem i takim miejscem na eksperymenty i zrobienie trochę czegoś po swojemu. Na to w pracy komercyjnej nie zawsze jest przestrzeń.
Konkursy, wystawy, przeglądy
Coś, w czym nigdy nie chciało mi się brać udziału poza zajęciami, a w czym brałam udział nawet o tym nie wiedząc. Zdarzyło się, że o tym, że moja praca brała udział w biennale dowiedziałam się po fakcie, bo uczelnia po prostu dbając o promocję studentów, czyli też uczelni, zgłaszała nas do różnych inicjatyw, konferencji, wystaw. Do tego na studiach artystycznych co roku jest wystawa najlepszych prac, otwarta dla zwiedzających i jest duża szansa, że któryś z waszych projektów może pojawić się również tutaj.
Uczelnie przyciągają też firmy, zdarzają się fajne współprace komercyjne, co na zajęciach działa w formie konkursu – klient przychodzi z briefem, cały rok nad tym pracuje i wybrane projekty mogą później trafić do realizacji. Ja w ten sposób dostałam się na wystawę prac w Muzeum Powstania Warszawskiego, co było dla mnie fajnym wyróżnieniem na tamtym etapie pracy. Pamiętam, że projektowaliśmy w ramach zajęć też identyfikację dla warszawskiego fotoplastikonu. Teraz podejrzewam, że takich współprac może być i więcej.
Dodatkowe punkty w CV
Jak wspominałam na początku, raczej rzadko oczekuje się w Polsce wykształcenia kierunkowego. Co nie znaczy, że to wykształcenie nie ma żadnego znaczenia. Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że mając dwa CV, portfolio na podobne stanowiska, o podobnym poziomie, czułam, że skończone studia kierunkowe, są zaletą osoby, która aplikuje na stanowisko projektowe. To nigdy nie był dla mnie decydujący czynnik, ale zdarzało mi się na to zwracać uwagę. I tak osoby po studiach z grafiki, wzornictwa, psychologii czy architektury, no w moich oczach zyskiwały trochę więcej. Oczywiście, rekrutacje to temat rzeka i nie mam zamiaru teraz wchodzić w większe szczegóły, ale czuję, nie mam na to badań, że ukończenie studiów może być zaletą w CV.
Dodatkowo, coraz więcej firm z zagranicy otwiera swoje biura w Polsce #taniasiłaroboczainiższekosztyutrzymaniabiura i tu już częściej spotkacie się z zapisem, który w wymaganiach określa konkretne poziomy studiów i kierunki – lub alternatywnie adekwatne doświadczenie. Więc może się okazać, że mając mniejsze doświadczenie zawodowe i studia, będziecie wyżej oceniani przez rekruterów niż pozostałe osoby. Natomiast pamiętajcie, żaden papier nie zastąpi porządnego portfolio i projektów, które zrealizowaliście.
No i warto zastanowić się co dalej, im wyżej będziecie się piąć po drabince kariery, tym na wyższych, bardziej odpowiedzialnych stanowiskach się znajdziecie. Być może część z was zdecyduje się na role bardziej zarządzające – management i wtedy takie stanowiska jak Head of Design czy UX, Design Lead, Design Director mogą mieć w wymaganiach właśnie wykształcenie i tu spotkałam się nawet z mile widzianymi doktoratami, więc grubo. Natomiast im wyższe stanowisko tym częściej spotykam się z zapisem mile widziany wykształcenie kierunkowe na poziomie magister lub wyżej. I znowu – nie powinien to być bloker – raczej nikt nie zrezygnuje z dobrego projektanta i managera z doświadczeniem tylko przez brak studiów, ale na ofertę odpowiada kilkadziesiąt osób. I będą wśród tych osób te, które spełniają to oczekiwanie.
Studia podyplomowe
Jak sama nazwa wskazuje, na studia podyplomowe mogą zapisać się osoby, które mają już jakiś dyplom. Licencjat, inżynier, magisterka – są wymagane żeby skorzystać z oferty takich studiów. To nie jest jakiś potężny argument za wyższością studiów nad nauką własną, ale wciąż, ta oferta podyplomówek, nie tylko tych UXowych, jest naprawdę ciekawa i szkoda zamykać sobie na nią drogę.
Szersze horyzonty
Decydując się na naukę na własną rękę, czy kurs, spodziewamy się, że zakres tematyczny, który przerobimy będzie mocno zawężony do tej konkretnej działki, w którą idziemy. Jeśli idziemy w badania w UXie, to właśnie o tych badaniach w UXie będziemy się uczyć. Jeśli celujemy w UI, no to można spodziewać się, że będziemy cisnąć interfejsy. Na studiach przedmiotów jest całkiem sporo, uczymy się przez te 3 do 5 lat, z reguły o dość szerokim obszarze, wybierając w którymś momencie specjalizacje. A to oznacza, że czekają nas też przedmioty mniej powiązane z choćby UXem. I dla jednych osób to będzie zapychacz i strata czasu, kiedy inni znajdą w tym okazję do rozwinięcia się i poznanie nowych tematów. Tu oczywiście dużo zależy od osób prowadzących zajęcia, najbardziej fascynujący temat można pokazać tak, że chce się umrzeć z nudów po 10 minutach wykładu. Ale można znaleźć też nowe zajawki.
Studia wymuszą właściwie poświęcenie się tematom w ramach programu – czy chcecie czy nie, na grafice będziecie mieć jakiś rysunek albo malarstwo. Uczycie się konkretnych programów, historii sztuki i jakiegoś języka. Robicie jednocześnie naprawdę dużo rzeczy, po które raczej nie sięgniecie jeśli zdecydujecie się na naukę na własną rękę – bo samo znalezienie dobrych materiałów i wybranie obszaru, którym można się zająć, zajmie wam sporo czasu. A tych tematów jest przecież mnóstwo.
Szybszy dłuższy urlop
No i temat bardziej przyziemny, czyli liczenie dni urlopowych na umowie o pracę. Nie wiem na ile to wiedza powszechna i robicie teraz wielkie – duh, wszyscy to wiedzą. Ale ja nie wiedziałam i dowiedziałam się tego dopiero po studiach. Otóż w Polsce wymiar urlopu – czyli ile dni urlopu mamy do wykorzystania, zależy min. od stażu pracy. I 26 dni urlopu ma się po 10 latach zatrudnienia, uwaga, na umowie o pracę – nie liczą się do tego zlecenia, prowadzenie własnej działalności i dzieła. W innym wypadku przysługuje wam 20 dni urlopu. Ale – do lat zatrudnienia dodaje się też wykształcenie – niezależnie od kierunku i stopnia studiów, mając studia wyższe daje wam to 8 lat stażu, czyli w praktyce musicie przepracować tylko 2 lata na umowie o pracę. Szkoły policealne dają 6 lat, licea – 4, szkoły zawodowe – od 3 do 5. I to się nie sumuje oczywiście.
No i teraz może być łatwiej
Tak po prostu. Jeśli zbliżacie się teraz do matur i przed wami wybór tego czy na studia iść czy nie, to warto mieć z tyłu głowy, że teraz być może dużo łatwiej będzie wam na studia się zdecydować… i je skończyć. Jestem zdania, że studiować można w każdym wieku i może byłoby to nawet sensowniejsze, żeby wybierać je kiedy wiemy co chcemy robić, co nas interesuje, a co na pewno jest nie dla nas. Ale im dalej w las, im więcej lat na karku będzie się miało, być może więcej zobowiązań, tym trudniej może być zdecydować się na np. 3 letnie studia. Nie mówiąc już o tym, że studia dzienne, na przykład, gdy mamy te 30 lat i nie chcemy mieszkać z rodzicami, będą wiązały się z dużymi wyrzeczeniami. Albo odpowiednio dużą poduszką finansową. Oferta studiów dziennych i zaocznych różni się znacząco i często w ostatnich latach miałam poczucie, że kurcze, strasznie chciałabym studiować określony kierunek, ale musiałabym właściwie zrezygnować z zawodowej pracy albo pracować po nocach albo tylko w weekendy.
No i tak no i o. To by było na tyle jeśli chodzi o moje przemyślenia na temat studiów i ich wartości w pracy zawodowej. Rozglądam się teraz za ofertami firm zagranicznych i tu jak wspomniałam, częściej widzę nacisk na studia kierunkowe niż u nas. Mam jednak poczucie, że to się będzie zmieniać. Alternatywne formy edukacji są w tej chwili bardzo popularne i no nie ma co ukrywać, w Polsce prestiż studiów też dawno już minął. Jestem ciekawa jak to jest u was, zwłaszcza u osób, które studia związane w jakiś sposób z projektowaniem, badaniami czy sztuką skończyły. Czy macie poczucie, że studia wam się do czegoś przydały? Czy wręcz przeciwnie, czujecie, że była to kompletna strata czasu? Dajcie znać w komentarzach pod filmem na YouTube!