Portfolio, nieważne czy jesteś początkującym grafikiem, programistą czy pisarzem jest Twoją wizytówką i głównie od niego zależy czy dostaniesz konkretne zlecenie czy nie. Wydaje mi się, że sporo osób nie docenia jego wartości i wrzuca je do sieci żeby było. Jest to też jakieś wyjście, bo jednak lepiej żeby coś było… nie? No niekoniecznie. Poniżej siedem najczęstszych błędów popełnianych przez dizajnerów.
Pycha
Człowiek pyszny ma nadmiernie wysoką samoocenę oraz mniemanie o sobie. Niech sobie będzie, nic mi do tego, ale w komunikacji z klientem skutki takiego zachowania mogą być dość przykre – zwłaszcza dla portfela projektanta. Nie ma kasy – nie ma na rajbany i kawę w Starbaksie, więc nie ma się co spinać i czas schować pychę do kieszeni. Byłam kilka razy świadkiem kiedy projektant przeświadczony o swej zajebistości po prostu obraził (na pierwszym spotkaniu!) przyszłego pracodawcę. Ten średnio będzie chciał Cię zatrudnić, a raczej na pewno nie poleci Cię dalej.
Chciwość
Ciężko stwierdzić to najczęściej tylko patrząc na portfolio. Ale rzecz to jest ważna, zwłaszcza kiedy zaczynasz przyjmować większe, poważniejsze zlecenia. Widzę po ludziach w moim otoczeniu, że większość wyznaje zasadę mieć zamiast kochać. Jest to może całkiem rozsądne patrząc po sytuacji ekonomicznej w naszym kraju, z czegoś trzeba żyć, pieniądze same nie przyjdą, trzeba jakoś zarobić. Może jestem idealistką ale mam wrażenie, że jednak warto specjalizować się w tym co nas interesuje i co sprawia nam przyjemność zamiast znać wszystko (i czasem właściwie nic). I pół biedy kiedy faktycznie tego wszystkiego się nauczymy. Potem trzeba te projekty realizować. Nie dla mnie siedzenie tygodniami przy czymś czego nie lubię.
Jak to się może mieć do portfolio? Hm. Mam wrażenie, że rzeczy, które robiłam z przyjemnością, w które wkładałam całe serducho są dużo lepsze niż te, które właściwie mnie męczyły i w duchu odliczałam tylko czas do wypłaty.
Nieczystość…
Usability to takie nowe, modne słowo. Pomijam fakt, że najczęściej spece od usability rozdupcą pewnie połowę Twojej koncepcji. Pewnie mają rację. Ale dziwi mnie, że tak mało projektantów nie interesuje się tymi zagadnieniami. Bo właściwie po co tworzyć coś, co nie jest user-friendly?
W odpowiedzi pewnie usłyszę… dla sztuki. Może warto zastanowić się, czy powinniśmy w ogóle zajmować się projektowaniem stron internetowych? To co jest dla mnie magią (a często zarzekam się, że nic mnie już nie zdziwi) to brak widocznej zakładki z kontaktem czy choćby portfolio (TAK) na wielu stronach projektantów. Pal licho informacje o sobie, czy jakieś CV, ale kontakt?! No proszę Was…
Dobrze też zainteresować się wykupieniem jakiegoś serwera i wrzuceniem tam swojej strony. Wkurza mnie kiedy nie wiem czy reklama, które się wyświetla to jeszcze reklama czy przykładowa praca. Dobre rozwiązanie? Posadźcie przed swoją stroną Waszą matkę albo jeszcze lepiej babcię i poproście żeby znalazła dla Was odpowiednie informacje (najlepiej otwierając ją w IE, bo z tego co widzę dość spora liczba Panów Prezesów czy Pań Kryś z działu kadr nadal z niej korzysta).
O robieniu portfolio we flashu i innych magicznych programach jeszcze się wypowiem, bo to temat, który nadaje się na kilka stron maszynopisu.
Zazdrość
Niby zła. Ale ja w sumie lubię. Lubię się tak czasem codziennie dobić garstką cudownych, dopracowanych portfolio. Ludzi, którzy kochają to co robią i mają z tego pieniądze (Ciach, ciach). Taka zazdrość mnie motywuje, daję sobie porządnego kopa i zabieram się do roboty. Mam świadomość tego jak wiele muszę jeszcze zrobić, ile muszę się nauczyć i niestety – ile czasu mi to jeszcze zajmie.
Zazdrość nie jest fajna, kiedy inspirujemy się za bardzo, kiedy popełniamy plagiat, bo ta praca jest bardziej zajebista, od tej, którą sama mogłabym wymyślić. Moja rada? Chodźcie po stronach, szukajcie pięknych rzeczy i tak! Zazdrośćcie w zdrowy sposób!
Nieumiarkowanie…
Za dużo tego dobrego. Fajnie jak robicie dużo projektów dla dużych firm. Ale uwierzcie, że wrzucanie ich wszystkich na stronę nie jest konieczne. Wybierzcie te, które podobają Wam się najbardziej i te, które mogą zrobić wrażenie na kolejnym kliencie. Nie ma nic gorszego niż miliard projektów (w większości raczej średnich) przez które trzeba się przekopywać.
Warto pamiętać też o odpowiedniej kategoryzacji wszystkich prac – jeśli ktoś jest zainteresowany nową stroną internetową niekoniecznie chce przejść przez cztery podstrony flashowych banerów i pięć podstron projektów wizytówek. Unikajcie też projektów niezrealizowanych, tzn. wymyśliłam sobie, że moimi klientami są Facebook, Google i TVN i wklejam kilka wymyślonych projektów okraszonych ich logo. Klient może nie zauważyć, że są to projekty własne i po prostu poczuje się oszukany. Poza tym jest to niezgodne z prawem.
Gniew
Pomijamy tu temat hejterów i trolli, którzy po prostu lubią napisać, że coś jest chujowe bo tak. Chodzi mi jednak o gniew, agresywne wręcz reakcje na konstruktywną krytykę. Krytykę ze strony znajomych (na bank są zazdrośni), krytykę ze strony nauczyciela/ludzi prowadzących warsztaty/prelegentów wszelakich konferencji (starzy są, dużo się na świecie pozmieniało!) czy klientów (nie znają się). Jeżeli jesteście twórcami, musicie być przygotowani na to, że słowa krytyki się pojawią i ostatnią rzeczą o jakiej powinniście pomyśleć to wkurzanie się. Chyba, że będzie to wkurzanie się na siebie, bo… oni mogą mieć rację. Zamiast iść się znowu lansować na Powiślu, posadź dupę przed komputerem i weź się do roboty. Tak po prostu.
Lenistwo
Brak aktualizacji to największa zmora, zwłaszcza portfolio, które znajdują się na serwisach typu deviantart czy behance. Jeżeli nie wrzucacie tam nowych prac, bo przenieśliście się na prywatne portfolio warto zastanowić się czy nie usunąć starego konta. Często takie strony dużo lepiej pozycjonują się niż nasze świeżo założone strony, przez co potencjalny zainteresowany może trafić na prace np. sprzed trzech lat.
Nie bez winy są też Ci, którzy od samego początku mają portfolio na swoim serwerze. Jeżeli ostatnia aktualizacja miała miejsce dłużej niż rok temu trzeba się zastanowić czy to dlatego, że nie zrobiliśmy nic wartego uwagi, czy po prostu jesteśmy leniwi.
Ciężko być leniwym grafikiem. Wiem, bo jestem leniwa. Ale mam świadomość, że jest to jeden z zawodów, w którym cały czas się uczymy. Czasem jest to mała aktualizacja wiedzy z zakresu oprogramowania (często pojawiają się nowe wersje), a czasem trzeba przyswoić sobie jakieś nowe zagadnienie. Grafik pracujący w 2d nagle musi nauczyć się animacji w 3d. Zawsze śmieję się w duchu kiedy słyszę, że bycie grafikiem to taka zabawa przy komputerze. Zabawą może i jest, ale okupioną porządną dawką nauki, szkicowania i jeszcze raz szkicowania.