Pobyt w Disneylandzie to takie moje marzenie z dzieciństwa. Spełnione w zeszłym tygodniu, co mogliście widzieć na storiskach. Czemu w ogóle o tym wspominam? Bo parki spod marki Disneya to całkiem niezły przykład projektowania usługi (service design). I jeśli pomyślicie o skali przedsięwzięcia, a potem przetestujecie je na własnej skórze, to całość doświadczeń naprawdę robi wrażenie!
Nie mam niestety zbyt wielu zdjęć z samego parku – skupiałam się bardziej na chłonięciu, niż dokumentacji. Nie planowałam też tworzyć żadnego wpisu po wizycie, więc o części z rzeczy, o których opowiadam musicie… uwierzyć mi na słowo.
Marzenie jednego gościa
Wszytko zaczęło się od typa, którego nazwisko doskonale znacie. Walt Disney był innowatorem, genialnym animatorem, reżyserem i… biznesmenem. Rekordzistą w oskarowych nominacjach i nagrodach. Stworzył postacie rozpoznawalne do dzisiaj i założył pierwszy park rozrywki Disneyland w Kaliforni (w 1955!). Trochę od tego czasu lat minęło, a parków powstało już łącznie 6 – ja odwiedziłam ten francuski (jedyny, który mamy w Europie).
Walt Disney jest ciekawą postacią – nie będę wrzucać tu streszczenia jego życia. Za to polecam jedną z jego biografii. Czytałam akurat „Walt Disney – Potęga Marzeń” Boba Thomasa i nie wiem czy na tle innych jest tą lepszą czy gorszą. Niemniej czytało się szybko i przyjemnie, a losy samego Walta zostały dość szeroko pokazane. Na dokładkę, powstał też film opowiadający historię Walta i autorki Mary Poppins – „Ratując pana Banksa”.
Co ma park do projektowania?
No właśnie i można się zastanowić, co w ogóle Disneyland ma do projektowania? No tak się składa, że całkiem sporo. Park składa się na kilka części i każda z nich ma swój motyw przewodni. Od samego początku nasze interakcje z parkiem są dopieszczone w najmniejszym szczególe. Samo wejście do parku przygotowuje nas na to, że za bramkami będzie już tylko lepiej.

Pierwsza część zwiedzania jest właściwie trochę narzucona. Po przejściu przez kasy wita nas główne wejście (z dekoracją dostosowaną do sezonu – teraz było to Halloween), po którego drugiej stronie witają nas bohaterowie klasycznych kreskówek. Myszka Mini, Goofy, Pluto i jakieś wiewióry (Chip i Dalej? – nie jestem pewna 🤔) – tańczą i machają do przybyłych gości. Tu dużo osób się zatrzymuje, robi zdjęcia, dzieci skaczą z podniecenia, a rodzice jeszcze nie wiedzą, co czeka ich dalej 😂
Ten obszar imituje miasteczko – z wielkim placem na samym początku, kolejkami, bryczkami, samochodzikami, którymi można poruszać się dalej. I tu już zaczyna się magia. Nawet nie wiadomo kiedy, ruszasz z tłumem (tam podobno zawsze jest tłum) wzdłuż kolorowych domków-atrap (kryjących w sobie głównie sklepy z pamiątkami) i czujesz, że jesteś w jakimś innym świecie. Ciekawą obserwacją był fakt, że większość zwiedzających to dorośli, bez dzieci. Czyżbyśmy wszyscy realizowali swoje marzenia z dzieciństwa? 😎
Jedyna możliwa droga prowadzi do zamku. Każdy park ma swój zamek, który jest zresztą charakterystycznym motywem czołówek wszystkich filmów Disneya. Zamek śpiącej królewny w Paryżu był akurat w remoncie, spoza konstrukcji wystawały tylko fragmenty bardzo błyszczących wieżyczek. Nie mam wątpliwości, że pozbawiony całego rusztowania robi ogromne wrażenie. Z placu przed zamkiem możemy wybrać kilka kierunków naszego zwiedzania. Park jest duży, ale żeby odnaleźć się wśród atrakcji, możemy skorzystać z mapy. Również tej wirtualnej.
Oczywiście, że jest aplikacja
Przewodniczka naszej mini wycieczki po Disneylandzie, już w drodze do parku, dała znać, że warto pobrać aplikację Disneylandu. Zawsze mam obawy co do takich appek „na raz”, ale przyznam, że stworzyli produkt, który faktycznie spełnia swoje zadanie. Aplikacja to właściwie lista atrakcji, pokazywana również w formie mapy. Oprócz wytyczenia ścieżki, którą możemy dotrzeć do konkretnej atrakcji (to działa trochę gorzej, ze względu na długi czas odświeżania lokalizacji), możemy dowiedzieć się czegoś więcej o samej atrakcji.

Bardzo ciekawą opcją jest przybliżony czas czekania w kolejce. Są informacje również o typie atrakcji (czy dla całej rodziny, czy są jakieś konkretne wymogi, np. min. wzrost), a także ile czasu zajmie nam korzystanie z niej. Do zmiany moim zdaniem są zdjęcia, bo chcąc sprawdzić czym właściwie jest atrakcja i co tam można znaleźć, a niekoniecznie chcąc czytać informacje, znalazłam tylko kilka powtarzających się zdjęć… dzieci 💁♀️
Appka jest zaskakująco dobrze zaprojektowana i ma uroczy preloader (warto pobrać dla sprawdzenia samej animacji) 😀 To kawał prostego i estetycznego UI designu. Nie trzeba mieć biletów, ani planować podróży żeby ją pobrać i potestować. Ja testowałam ją na iOS.
Dobrze naoliwiona machina
Zaskakuje jak szybko i dobrze poradzili sobie w kwestiach związanych z pandemią. Park był zamknięty przez kilka miesięcy (miałam się wybrać do niego w kwietniu zeszłego roku, jednak wizyty w tym czasie zostały zawieszone). Kasy, pozwalające kupić bilety na miejscu są zamknięte i wymagana jest wcześniejsza rezerwacja terminu (sam bilet nie wystarczy). W całej Francji aby zjeść w lokalu trzeba pokazać covidowy paszport – nie inaczej jest w parku, gdy decydujemy się wejść do środka na obiad. Kolejki zostały wzbogacone o wysokie ściany pleksi, dzięki którym zwiedzający sprytnie są od siebie oddzieleni. Maseczki są obowiązkowe w trakcie całego pobytu, a obsługa regularnie zwraca uwagę na to by zasłaniały zarówno usta jak i nos.
Obsługa to zresztą materiał na osobne wpisy. Pomijając osoby poukrywane w kostiumach, które ciągle skaczą, tańczą i krążą po parku, mamy całe mnóstwo osób obsługujących poszczególne atrakcje. Ubranych tak, by pasowali do klimatu atrakcji. Zachowujących się tak, by czarować dalej i nie dać wam zapomnieć, że jesteście przecież w bajce. Zastanawialiśmy się w sumie co gdy ktoś ma gorszy dzień? Nie zobaczycie w parku obsługi, która się nie uśmiecha od ucha do ucha. Jedni powiedzą, że to super – ten nastrój po prostu się udziela. Ja bym powiedziała, że trochę #creepyfactor, bo zwyczajnie nie wierzę w szczerość tych uśmiechów.
Czytałam też, że na potrzeby parku zostały zaadaptowane specjalne systemy do odprowadzania śmieci (podobno popularne w stolach większych miast) – AVACS system (Automated Vacuum Assisted Collection System). Nie doczytałam jednak czy paryski Disneyland również korzysta z tego systemu. Za to podziemne tunele i pomieszczenia faktycznie w parku się znajdują. Są jednak dostępne wyłącznie dla obsługi i skrywają te wszystkie niemagiczne rzeczy – jak stroje, produkty sprzedawane w sklepach, sprzęty potrzebne do utrzymania parku i inne bajery.

Kraina konsumpcji
I tak, wiem doskonale, że to po prostu dobrze działający biznes, którego celem jest zarabianie kasy. Na każdym kroku czeka na nas sklep z pamiątkami lub knajpy, bary, foodtrucki. Ale mimo to, myśląc o wizycie wspominam ją nadzwyczaj dobrze. Może to z sentymentu, a może w wyniku dobrego projektu. Nie pamiętam przecież, że większość wizyty była po prostu… czekaniem w kolejce do kolejnych atrakcji 😬
Czy bym wróciła? Jestem pewna, że wrócę. I jeśli będę miała okazję, chętnie zobaczę też inne parki. Jeśli macie nadprogramowy dzień w trakcie zwiedzania Paryża to myślę, że warto się wybrać. To godzina jazdy pociągiem od miasta (traficie łatwo, nawet na tabliczkach w metrze pociągi oznaczone są uszami myszki Miki).