Dzisiaj temat kaligrafii, liternictwa i ogólnie zabaw literą. A dokładniej narzędzi, których do tych zabaw używam. Sporo osób pytało o narzędzia, które czasami pojawiają się na moim Instagramie (tu: @zebzanet i tu: @nbienias). Zazwyczaj to tam wrzucam efekty ćwiczeń kaligraficznych, czy pokazuję świeżo zakupione mazaki i pióra. Dziś więc wpis dla tych, którzy pytali.
A jeśli wolicie sobie pooglądać i posłuchać, to możecie też wpaść na kanał:
Pisadła do kaligrafii – pisaki, pióra i inne
Tych mam całkiem sporo i wynika to przede wszystkim z faktu, że niespecjalnie jestem przywiązana do jakiegoś jednego stylu pisma. Kaligrafia i lettering to po prostu zabawa i sposób spędzenia wolnego czasu. Mogłabym jednak podzielić moje narzędzia na grupy. Po pierwsze są to brush peny (po polsku będą to się pisaki pędzelkowe). To pisaki, które mają charakterystycznie zakończoną końcówkę – w formie piórka (najczęściej filcowego). Poprzez stosowanie różnego nacisku pisaka na papierze, osiągamy różnej grubości linie.
Wśród moich ulubieńców są przede wszystkim pisaki z firmy Tombow, brush peny Ecoline i Faber-Castell, które dostaniecie chociażby w Empikach. Każdy z nich jest jednak odrobinę inny. Tombow jest twardym pisakiem o bardzo elastycznej końcówce. Ecoline są zdecydowanie bardziej miękkie, ale też grube, więc można osiągnąć nimi fajne efekty. Natomiast Faber-Castell mają przede wszystkim bardzo ciekawą gamę kolorów.
Druga grupa to pisaki do kaligrafii. Od brush penów różnią się przede wszystkim typem końcówki. Nie jest miękka i elastyczna, wręcz przeciwnie, jest bardzo twarda, ostro ścięta i ma za zadanie udawać szeroką stalówkę pióra. Od zawsze używam tych z Kuretake (Zig Calligraphy pen) i po prostu jestem z nich na tyle zadowolona, że nie testowałam innych marek. Obecnie używam tych o szerokości 2 mm i 3 mm – nie mają jednak tak bogatej gamy kolorystycznej jak na przykład brush peny.
Trzecia grupa to piórka. Tutaj też można wymienić kilka rodzajów. Po pierwsze Parallel pens od firmy Pentel – to pióra na naboje, które pozwalają pisać praktycznie każdą stroną stalówki, a dzięki temu osiągać naprawdę ciekawe efekty. Na drugim miejscu są u mnie Automatic Peny – to również całkiem ciekawy wynalazek, który pozwala pisać stalówką w każdym kierunku. No i trzecie miejsce to klasyczne rozwiązanie – czyli obsadka i wymienne stalówki. I tu nie mam faworytów – zazwyczaj kupuję te najdziwniejsze.
Tusze, atramenty, farby wodne
W związku z tym, że korzystam często z piór na naboje, najczęściej właśnie kupowałam naboje. Niedawno odkryłam, że można je wielokrotnie napełniać (np. za pomocą strzykawki lub pipety). Od niedawna więc stosuję takie rozwiązanie (zdecydowanie bardziej przyjazne środowisku!).
Jeżeli nie używamy piór na naboje, to pisać można zarówno tuszami, atramentami, jak i farbami wodnymi (popularne są np. te z Ecoline). Zwróćcie jednak uwagę przed zakupem, jaki płyn nadaje się do jakiego narzędzia. Na przykład klasyczne pióra mogą zatkać się i zniszczyć jeśli wlejecie do nich zwykły tusz lub farbę. Tu najbezpieczniejszy jest zwykły atrament. Więc najpierw wybierzcie sobie narzędzie, a potem poczytajcie jakiego tuszu czy atramentu możecie z nim używać.
Sama używam najczęściej farb Ecoline (uwielbiam ich kolory) czy tuszu Winsor & Newton. Kupowałam też kilka butelek atramentu, ale niespecjalnie byłam zachwycona jakąś konkretną marką, więc tu niewiele mogę wam polecić.
Papiery – na czym pisać?
Najczęściej korzystam z ulubionego notesu nuuna by brandbook z papierem milimetrowym (o nim już wam kilka razy opowiadałam). Papier milimetrowy jest po prostu wygodny w wyliczaniu wysokości kreślonych liter, nie trzeba kreślić sobie linii pisma ołówkiem. Po prostu przyspiesza pracę. Nie ma jednak najgrubszego papieru, więc niektóre atramenty i tusze potrafią przebijać na drugą stronę.
Oprócz papieru milimetrowego świetnie sprawdza się zwykła kartka w kratkę lub papier ksero. Najważniejsze żeby wybierając papiery unikać niepowlekanych, szorstkich – mogą niszczyć końcówki brush penów i nieładnie rozprowadzać tusz. Na początek, wspomniany papier do drukarki będzie idealny – jest tani, dostępny, a jak się okaże, że jednak kreślenie liter wam nie leży, to wykorzystacie go do czegoś innego – na pewno się nie zmarnuje.
Materiały do nauki
No i na koniec. Z czego tak naprawdę się uczę? Skąd biorę te wszystkie materiały do ćwiczeń? Jestem samoukiem. Po prostu spędzam całkiem sporo czasu na grzebaniu w materiałach dostępnych w internecie. Interesuję się, czytam, szukam.
Prócz takich internetowych wędrówek na spontanie, polecałam już kiedyś książkę Piękna Litera (Ewa Landowska, Barbara Bodziony). Wyszły dwie części, ja korzystam z tej z uncjałą i italiką. I uważam to za bardzo udany zakup. Oprócz tego, że ten, właściwie podręcznik, jest wydany przepięknie (jakość papieru, szycie, skład), to sposób w jaki przedstawione są wszystkie informacje, jest bardzo przystępny dla laika. Nie ma więc obawy, że jeśli nie macie na temat kaligrafii zbyt dużego pojęcia, nic z niego nie zrozumiecie.
Chciałabym tu jeszcze zwrócić waszą uwagę na jedną rzecz. Tematy kaligrafii i liternictwa są teraz szalenie popularne. A wraz z tą popularnością na rynku pojawia się cała masa osób, które piszą na ich temat książki, czy prowadzą warsztaty. I jak się można spodziewać, są wśród nich osoby, które po prostu chcą zarobić na chwilowym trendzie. Zanim więc kupicie książkę o literach za grubą kasę, zerknijcie co jest w środku. Wiele z nich to tak naprawdę albumy z obrazkami, które obejrzycie na Instagramie czy Pintereście – ich wartość merytoryczna jest prawie żadna. To samo z warsztatami. Jak grzyby po deszczu pojawiają się nowe oferty warsztatów kaligraficznych czy literniczych prowadzone przez osoby, które ledwo opanowały trzymanie narzędzia i oferują się z nauką innych. Szukajcie więc spotkań prowadzonych przez osoby, które mają o tym pojęcie i oprócz tego, że pokażą wam wszystkie sztuczki, faktycznie naszpikują was porządną dawką wiedzy.
Podsumowując
Wszystkie materiały, z których korzystam są dość łatwo dostępne, jeśli poszukacie ich w internetowych sklepach plastycznych, na aukcjach internetowych czy sklepach, które specjalizują się w sprzedaży materiałów na potrzeby kaligrafii. Ceny potrafią jednak czasami zbić z nóg, dlatego na dobry początek wydaje mi się, że dobrze jest po prostu skusić się na brush pena albo dwa i za pomocą takiego pisaka popróbować coś naskrobać. Bo wiecie, nie ma nic gorszego, jeśli wydacie kupę kasy na drogie akcesoria, a po jednych ćwiczeniach okaże się, że jednak nie macie do tego cierpliwości.