Odgrażałam się, że wkrótce pojawi się wpis podsumowujący mój ostatni rok pracy full time freelancera. Na blogu mogliście już przeczytać o zaletach takiej pracy (o tu: http://zebza.net/dlaczego-fajnie-jest-byc-freelancerem/), ale jeśli poważnie myślicie o zmianie trybu, to warto poznać drugą stronę medalu.
1. Koszty
To nie jest jedna z pierwszych rzeczy jakie przychodzą nam na myśl, kiedy zastanawiamy się nad pracą na własny rachunek. A koszty, to dość istotny problem, który należy wziąć odpowiednio szybko pod uwagę. Koszty to oczywiście dość ogólne pojęcie, ale biorąc na warsztat potrzeby grafika, mogą to być:
Zakup sprzętu i/lub serwisowanie
Zakup oprogramowania lub wykupienie abonamentu CC
Koszty związane z miejscem pracy
Księgowość i obsługa prawna
Ubezpieczenie zdrowotne lub pakiet medyczny… bo grafik też choruje
Autopromocja koszty związane z utrzymaniem domeny, serwera lub reklama
Przydałoby się tu rozwinąć trochę punkt związany z miejscem pracy. Jeżeli nie możemy pracować tam gdzie mieszkamy (z różnych powodów), musimy wziąć pod uwagę wynajem pracowni, biura lub miejscówki co-workingowej. Pracując w domu natomiast warto pamiętać, że mocno podskoczą rachunki za prąd i być może będzie potrzebne lepsze łącze internetowe.
Podsumowując, może uzbierać się z tego całkiem niezła sumka, a tymczasem…
2. Płynność finansowa
A dokładniej jej brak. To jeden z głównych zarzutów pojawiających się przeciwko takiej formy pracy. I trzeba się z tym liczyć. Praca zdalna pozwala zarobić dużo większe pieniądze niż praca na etacie (idealne rozwiązanie to próba połączenia obu trybów, np. jeśli jesteśmy totalnymi nołlajfami, robotami, nie potrzebujemy snu itd.). I przyznam, były miesiące, które mogłam określić mianem bogactwa, ale były też miesiące, gdzie nie zarabiałam prawie wcale.
W przypadku tego problemu rozwiązanie wydaje się dość proste. Jeśli przechodzimy na pracę zdalną, musimy mieć odłożoną odpowiednią kwotę na koncie. Niech będzie to załóżmy, przynajmniej kwota, która pozwoli przeżyć nam 3 miesiące bez pracy (a uwierzcie mi, te pieniądze zawsze dużo szybciej znikają niż myślicie). Naprawdę lepiej przewidzieć najgorszy ze scenariuszy i być w razie czego na niego gotowym.
3. Zlecenia, których nie ma
Drugą kwestią jest płynność, no właśnie, zleceń. Jeżeli klienci biją do Ciebie drzwiami i oknami i nie musisz poświęcać zbyt wiele czasu na zdobycie nowych, gratulacje. Kiedy wiesz, że nie musisz się prosić o byle zlecenia, to idealny moment żeby pomyśleć o pracy zdalnej. Zastanów się jednak, jeśli nie masz odpowiedniego doświadczenia i dorobku, którym możesz się chwalić, czy na pewno dasz sobie radę z pozyskiwaniem nowych klientów. Pracy dla grafików i osób związanych z branżą internetową jest cała masa. Ale jest też cała masa ludzi, którzy ceniąc się bardzo nisko wykonają pracę podobną do Twojej. Konkurencja jest spora, więc dużo lepiej mieć jakąś wyrobioną markę i polecających Cię klientów, niż wkraczając na ścieżkę freelancu dopiero zaczynać karierę.
4. Masa pracy
– Oooo Ty to masz fajnie, tak sobie pracujesz w domu, możesz sobie spać do późna i w ogóle, te pieniądze to pewnie same spływają na konto, tak po prostu…
Prawdą jest, że jeśli chcesz zarabiać duże pieniądze, musisz trochę posiedzieć nad projektami. Zazwyczaj robi się kilka takich projektów na raz. Dla własnego bezpieczeństwa lub z wrodzonego pracoholizmu. Ale do samego projektowania trzeba doliczyć jeszcze czas na odpisywanie maili, telefony, poprawianie umów i spotkania z klientami. A doba wcale się nie wydłuża. Nagle okazuje się, że jest 2 w nocy, w sobotę, a Ty dalej jesteś w polu.
Praca zdalna wymaga bardzo dobrej organizacji czasu. Jeżeli masz na drugie imię prokrastynacja to wierz mi, będzie Ci ciężko.
To również umiejętność mówienia NIE, niektórym klientom i obiektywna ocena opłacalności realizowanych prac. Czasami trzeba odpuścić fajniejszy temat na rzecz tego pewniejszego i lepiej płatnego. Priorytety, priorytety! Czasami nie ma czasu na własne projekty, które miały rozwijać i sprawiać kupę radochy. Czasami trzeba się po prostu wyspać.
5. Projektowanie to tylko 30% pracy
I tu właściwie przechodzimy do rzeczy, która irytowała mnie w tym wszystkim najbardziej. Uwielbiam moją pracę. To moja pasja i nie zamieniłabym jej na żadną inną. Serio, bardzo lubię to, co robię! A przynajmniej to, co myślałam, że będę robić jako grafik pracujący zdalnie. Ja, komputer, kawa, ten cichutki szmer wentylatora, dźwięki klawiatury i myszki, szelest kartek, ołówek kreślący projekty warte miliony dolarów, ach…
W gruncie rzeczy, czasu na samo projektowanie jest jakby trochę mniej. Siedząc na etacie, większość czasu poświęcasz pracy twórczej. Nawet jeśli nie jest to ściśle samo projektowanie, rysowanie, dłubanie w krzywych. Nie musisz przejmować się poszukiwaniem klienta, ustalaniem szczegółów, dopilnowaniem podpisania umów i wpłat zadatków, spotkaniami, briefowaniem. To ogarnia ktoś za Ciebie, dostajesz komplet potrzebnych informacji i zaczynasz działać. Brakowało mi tego cholernie, takiej spokojnej głowy, maksymalnego skupienia, które mogłam wykorzystać po prostu na projekt.
6. Ludzie, znienawidzisz ich
Nie chodzi o to, że klient to frajer. Jestem daleka od takich stwierdzeń, myślę nawet, że są dość szkodliwe. Klient, to zazwyczaj osoba, która nie za bardzo wie, czego potrzebuje, płaci kupę forsy i trochę się boi, co z tego wyjdzie. Miałam zawsze świetnych klientów (z dwoma, czy trzema wyjątkami). Dużo więcej krwi napsuli mi… potencjalni klienci. Wiecie, tacy pokroju, dzwoni w piątek o 19 i mówi, że wysyła maila z briefem i czy mogę jeszcze coś dzisiaj podesłać, bo na jutro muszą to mieć (a umowa, a zadatek, w ogóle kim jesteś?!).
Ludzie mają jakieś takie przeświadczenie, że jak siedzisz w domu i pracujesz, to generalnie tylko siedzisz i pracujesz. Nie ważne, że jest wieczór, że jest weekend, że są święta (było!), że masz też innych klientów i spotkania, więc nie sprawdzasz poczty co 15 minut. Bardzo łatwo sobie dać wejść na głowę i trzeba umieć powiedzieć stanowczo – HEJ, NIE PRACUJEMY W TEN SPOSÓB! bo zwyczajnie szkoda Twoich nerwów.
Dochodzi też aspekt związany z nieuczciwymi firmami. No cóż, polecam mocno prześwietlać firmy, z którymi zamierzacie współpracować. Podpisać porządne umowy, które chronią tak samo ich, jak i Was. I koniecznie wymagać zadatków.
7. Urlop?
No tak, możesz mieć urlop kiedy tylko chcesz, na ile chcesz. Tylko za co? I kiedy?
Przyznam Wam się do strasznej rzeczy. Odkąd zaczęłam brać zlecenia do domu (bo od zawsze pracowałam na etacie i jako freelancer) przestałam mieć coś takiego jak wolne. Czyli właściwie od 6 lat pracy. Tak. Od 6 lat nie byłam na prawdziwym urlopie, bez laptopa. Udało mi się kilka razy wyjechać na weekend bez komputera. Żal, prawda?
Mam jakiegoś pecha, że kiedy planuję sobie wakacje, zawsze chwilę przed, odzywa się ktoś z jakimś totalnie odjechanym projektem, którego po prostu nie chcę oddawać nikomu innemu. I potem klepię przed kompem zamiast cieszyć się nowymi, fajnymi miejscami. Dramat totalny. I tu, jak widzicie, wina leży wyłącznie po mojej stronie, bo nie potrafiłam sobie odmówić nowych zadań, na rzecz świętego spokoju i chwili odsapnięcia. Pracoholizm to choroba. A urlopy są fajne.
8. Rozwój
Zawsze ceniłam sobie pracę z ludźmi mądrzejszymi ode mnie. Tymi, którzy mają mega doświadczenie i talent. To ludzie, którzy ciągną Cię w górę, do których próbujesz dorównać i z którymi trochę zawsze konkurujesz. To mocny kop żeby starać się być lepszym każdego dnia. Wyzwanie, któremu chce się sprostać. Najważniejsze żeby iść do przodu.
Pracując samodzielnie, nie za bardzo jest się do kogo porównywać. Jasne, możesz sobie powzdychać do gości z Behance, popatrzeć na topowe agencje i wyobrazić, że kiedyś staniesz obok nich. No ale wiesz, to nie są ludzie, którzy mają jakiś bezpośredni wpływ na to co robisz i kim jesteś. W natłoku codziennych obowiązków i zmartwień… po prostu o nich zapominasz.
Klienci zawsze będą traktować Cię jak guru, specjalistę, który zna się na swojej pracy i wykonuje ją bezbłędnie. To daje z kolei poczucie zajebistości i jakiegoś dziwnego przekonania, że przecież wie się już wszystko. A to błąd. W tej branży nigdy nie będziesz wiedzieć wszystkiego.
9. Samotność
Brzmi patetycznie ale… Z jednej strony to dla mnie przepiękny układ. Jako introwertyczka ceniłam sobie pracę z dala od innych, zerkających przez ramię ludzi. Ale z drugiej, zaczynasz widzieć problem, kiedy rozprawiasz godzinami nad różnymi tematami, hm, ze sobą. Praca w domu wiąże się oczywiście z tym, że kontakt z innymi ludźmi masz dość ograniczony. Nie ma pogadanek przy firmowym ekspresie do kawy, plotkowania po kątach i wspólnego papieroska przed biurem.
Oczywiście o pracy możesz zawsze pogadać wpadając na jeden z tych fajnych eventów projektowych, na które zawsze się zapisujesz, ale nie chce Ci się potem wyjść z domu. Zakładając, że w Twoim mieście coś takiego w ogóle się odbywa.
10. No i co dalej?
Miało być super negatywnie ale… no właśnie. Freelance jest naprawdę bardzo fajnym rozwiązaniem jeśli mamy głowę na karku i jesteśmy do tego psychicznie i finansowo przygotowani. Miałam beznadziejny start, bo wydawało mi się, że będzie to dla mnie lek na całe zło. Zwaliło mi się jednocześnie na głowę kilka rzeczy i po prostu się poddałam. Rok takiej pracy to naprawdę niedługo, ale przez sposób w jaki do tego podeszłam, wystarczająco zniechęciłam się do kontynuowania tego w ten sposób. Całą masę rzeczy zrobiłabym teraz zupełnie inaczej.
Freelance też nie jest dla każdego. Trzeba być dobrze zorganizowaną i pewną tego, co chce się osiągnąć osobą. Jeżeli nie masz na głowie masy zobowiązań i zastanawiasz się nad przejściem na swoje, spróbuj. Bo dopóki nie spróbujesz, nie wiesz co tracisz. A jak się okaże, że to zupełnie nie dla Ciebie, spokojnie możesz wrócić do etatu.