To wersja tekstowa materiału, który pojawił się na YouTube.
W wakacje 2022 zaczęłam szukać nowej pracy (w roli Product Designera) w związku z planowaną przeprowadzką do Holandii. Na blogu i kanale pojawiły się już materiały o tym jak to szukanie pracy zaplanowałam i zorganizowałam (min. używając do tego Notion) oraz odpowiedzi na pytania, które pojawiły się w komentarzach (w formie nagrania audio i wpisu). Teraz czas na kolejny krok procesu, koszmar wszystkich osób projektujących, czyli przygotowanie portfolio.
Jaki miałam plan na portfolio?
Zacznijmy od moich założeń. Plan był by stworzyć prezentację PDF i stronę internetową (miałam od dawna domenę i jakiegoś zainstalowanego WordPressa, więc powinno pójść sprawnie). Chciałam pracować nad obiema formami równocześnie i móc linkować do strony w CV i w razie potrzeby załączać PDF w formularzach rekrutacyjnych. Spodziewałam się też, że prezentacja pójdzie mi szybciej, co pozwoli szybciej zacząć rekrutację.
Założyłam, że wersję minimum, czyli CV i prezentację w PDF, zrobię w ciągu 2 tygodni. Stworzę pięć opisów projektów, które realizowałam i będę wymieniać je w prezentacji w zależności od ogłoszenia, na które będę odpowiadać. Miałam w głowie pewną strukturę opisów i od tego właśnie zaczęłam prace nad portfolio.
Portfolio product designera – krok po kroku
Struktura, którą sobie założyłam składała się ze strony wstępu z linkami do konkretnych opisów, stron poświęconych projektom i jakiegoś zakończenia, CTA z moim mailem, numerem telefonu.
Opis projektu również miał mieć podobne do siebie części – założenie było takie, żeby treści były uporządkowane, ale też ułatwiało mi to tworzenie opisów. No bo skoro wiedziałam o czym chcę napisać, musiałam tylko skrobnąć kilka zdań do każdego punktu żeby osiągnąć cel. Te punkty zmieniały się z czasem i koniec końców opisy projektów mają wspólne części, ale środek jest różny. Bo to były bardzo różne projekty.

Opis projektu – case study w portfolio
Opis projektu zaczynał się od wstępnego opisu co to w ogóle jest i jakie były główne cele. Do tego moja rola – to super ważne, bo nie wszystko robiłam sama i bardzo chciałam to zaznaczyć – np. że były osoby od UI albo że ktoś inny robił badania. I takie małe podsumowanie jeszcze na dole z informacjami o kliencie, datach, produkcie.

Druga strona zaczynała się od pytania – w jaki sposób coś zrealizowałam. Tutaj obszerniej opisywałam tło projektu, dlaczego w ogóle robiliśmy właśnie ten produkt, jakie były problemy, czyli podsumowując – od czego wychodziliśmy. Tutaj też dodałam małą sekcję z narzędziami i metodami, które były wykorzystywane do prac – znowu, bardziej żeby pokazać, że z tych narzędzi korzystałam, coś tam w nich robiłam.

No i z kolejnymi slajdami miałam problem, bo zależnie od projektu, trochę inne rzeczy chciałam opisywać. W dużej mierze nie mogłam pokazywać wizualnej strony projektów, a o niektórych w ogóle mówić. Wiem, że ryzyko jest małe, że to by gdzieś wypłynęło, ale mimo to, no nie stać mnie na płacenie za złamanie NDA. A żeby nie ryzykować, nie umieściłam całego portfolio w tej chwili w sieci i nie pokazuję wam całości albo niektóre rzeczy zasłaniam. To też po części sprawiło, że porzuciłam temat strony internetowej, bo najzwyklej bałam się, że teraz będę czekała tygodniami na to, że ktoś mi odpisze, że tak, ten opis albo obrazek ok.
A skoro nie miałam zbyt dużo obrazków, to musiałam nadrobić opisami. Możliwie krótkimi i treściwymi. I to się okazało sporym wyzwaniem.

Czasami opisywałam proces, jeżeli uznałam, że to podejście było ciekawe, może niestandardowe – i koniecznie dlaczego właśnie tej metody użyłam i co nią osiągnęłam, a nie czym dana metoda jest. Czasami opisywałam wyzwania, czyli z czym musiałam walczyć, jakie miałam ograniczenia i jak sobie z tym poradziłam. Więc koniec końców, nie udało mi się utrzymać jednolitej struktury środka, ale też nie chciałam żeby ta wymyślona struktura mnie ograniczała. Ja chciałam przekazać informację i miałam nadzieję, że robię to w czytelny i prosty sposób.
Portfolio jest dla osób rekrutujących
Żeby się łatwiej odnaleźć w scrollowaniu, bo wyobraziłam sobie, że nikt nie będzie tego czytał strona po stronie, dodałam okruszki – w lewym górnym rogu była nazwa projektu, a także naprzemiennie używałam kolorów teł, żeby było widać kiedy kończy się opis jednego projektu a zaczyna drugi. No i okładki projektów zawsze wyglądały tak samo – opis, wygląd, po prawej stronie jakaś fotka, wizualizacja i opis roli na dole.

No właśnie, a jak już jesteśmy przy tym scrollowaniu przez strony, to cały czas miałam na uwadze to, że nikomu nie będzie się chciało przeczytać nawet połowy tego wszystkiego. Bardziej wyobrażałam sobie, ze ktoś weźmie jeden projekt i go przeczyta, bo np. jest najbliższy temu, czym firma się zajmuje. Więc wciąż chciałam zawrzeć maks przydatnych informacji o projekcie, ale utrzymać jednocześnie możliwie najkrótszą formę.

Wstępny plan był taki, że będę miała pięć obszernie opisanych projektów i będę je wymieniać żeby pokazywać maks 3 w prezentacji – dopasowane do stanowiska. Opisy udało mi się skrócić na tyle, że w sumie stwierdziłam, że mogę umieścić je wszystkie. I miało to sens, bo każdy z nich w sumie zawierał słowa klucze dla stanowisk, na które się rekrutowałam.
Miałam projekt o design systemie, miałam projekt o wewnętrznym narzędziu (a właściwie usłudze), miałam e-commerce i produkt związany z płatnościami (sporo ogłoszeń zwracało uwagę na doświadczenie w tych obszarach). Do tego projekt back-office, czyli dużo formularzy, tabelek, niekoniecznie sexi-dribblowych-szotów. Więc uznałam, że dobrze mieć je wszystkie. A to oznaczało, że jeszcze bardziej musiałam skrócić opisy.
I gdybym miała teraz powiedzieć co zajęło mi najwięcej czasu, to właśnie to. Skracanie opisów, przepisywanie jeszcze raz jakiejś części, żeby skupić się na konkrecie. Czasami zamieniałam jakieś strony miejscami. W efekcie udało mi się stworzyć prezentację, której nie zmieniałam (jak wstępnie zakładałam) wraz z aplikowaniem na różne oferty. I jak na 1,5 tygodnia pracy, jestem naprawdę z efektu zadowolona.

Nikt tego nie przeczyta?
A żeby trochę tę obawę o nieczytanie zminimalizować, dodałam jeszcze jeden slajd, na samym początku, czyli podsumowanie prezentacji. Tu wpisałam wszystkie metody i narzędzia i to, że nauczyłam się uczyć ich szybko, więc nowe narzędzia nie są dla mnie ograniczeniem.
Dodałam opis mówiący o tym na jakich etapach pracowałam, dla jakich branży, w jakich rolach byłam obsadzana i co lubię robić najbardziej.

Dodatkowo w tekstach dodałam pogrubienia dla fraz, które znowu, mogły być jakimiś kluczami do poszukiwania osób – np. niemoderowane testy w Maze albo walidacja przez użytkowników, określenie kształtu MVP, nowy koncept produktu itd. Teksty starałam się dzielić na mniejsze akapity i dodawać im tytuły. Więc nawet jeśli ktoś nie wczytywał się w treść, to po samych nagłówkach i pogrubieniach, można było zrozumieć kontekst projektu.
Czyli podsumowując, dokładnie to co robiłam w projekcie strony albo aplikacji, zaaplikowałam na projekt mojego portfolio.
Co bym zmieniła w portfolio?
No pewnie chciałabym je jeszcze bardziej skrócić. Zrobiłabym wersję na stronę www, nawet dla siebie, żeby to po prostu mieć i żeby sobie wisiało. Na razie od kilku lat opłacam domenę, która ma informację, że strona jest w budowie. I mam taki plan na 2023, żeby sobie tę stronę postawić, żeby biedy nie było.
Kolejna rzecz to narzędzie. Figma nie jest najlepsza do PDFów, nawet jeśli będziemy posługiwać się dodatkowymi pluginami (u mnie to był Pitchdeck). I ostatecznie, częściej byłam zirytowana, gdy trzeba było coś poprawić i wyeksportować jeszcze raz. Pamiętam, że problemem było zachowanie linkowania w wyeksportowanym pliku. Może to się już zmieniło, ale te kilka miesięcy temu, potrzeby był plugin żeby zrobić wewnętrzne linkowanie do konkretnych slajdów.
A tak to chyba tyle. Jestem zadowolona z tego jak to wyszło i jak szybko udało mi się je skończyć. Wydawało mi się, że to będzie taka droga przez mękę, a ostatecznie udało się te kilka dni wcześniej niż zakładałam całość skończyć. Udało się dostać zaproszenia na rozmowy, dostałam pracę, więc wydaje mi się, że cel został osiągnięty.

A co z CV?
Pracę nad CV zaczęłam ciut wcześniej niż portfolio – bo po prostu było mi łatwiej wystartować. Zaczęłam od aktualizacji mojego profilu na LinkedIn, który przyjmuje przecież formę CV. Dodałam tłumaczenia, zaktualizowałam opisy, dodałam więcej słów kluczowych, gdzie było to zasadne (czyli określeń, które pojawiają się w ogłoszeniach). Miałam więc bazę, na której mogłam oprzeć swoje CV.
Jako, że wstępny plan portfolio miałam już rozrysowany w Figmie, uznałam, że łatwiej będzie mi mieć wszystko w jednym miejscu i CV również postanowiłam stworzyć w tej aplikacji. Celowałam w prosty projekt, zwłaszcza ze względu na obszerne treści, które starałam się skracać, zachowując przy tym sens całości.

Górną część poświęciłam na krótki wstęp, dane kontaktowe, podlinkowanie portfolio, kanału i bloga. Super istotne było dla mnie zaznaczenie, że nie mieszkam jeszcze w Holandii, ale planuję się tu przenieść już wkrótce.

Zależało mi też żeby dodać krótki opis o sobie – zainteresowania, wypisać trochę narzędzi (żeby po prostu pojawiły się ich nazwy) i wspomnieć o umiejętnościach miękkich. Czytałam też, że w zagranicznych rekrutacjach dobrze patrzy się na wolontariat, który realizowałam w programach mentorskich i to tutaj wrzuciłam.
To dokument, który często aktualizowałam – mam tendencję do robienia literówek i mimo sprawdzania miliard razy, nawet teraz, kiedy przygotuję ten wpis, udało mi się znaleźć kolejny błąd.
Co bym teraz zmieniła w CV?
Myślę, że popracowałabym nad kolejnością informacji. Tutaj zgodnie z prawdą napisałam jak to wyglądało na tę chwilę – czyli byłam zatrudniona jako wykładowczyni, współprowadziłam podcast i pracowałam w Mobee Dicku. I ta najważniejsza część, pokazująca moje praktyczne doświadczenie w projektowaniu, znalazła się dość nisko. Co może dawać pierwsze wrażenie, że robiłam to dawno albo, że zajmuję się teraz projektowaniem tylko w teorii. Więc myślę, że spróbowałabym ułożyć te informacje zaczynając od Mobiego, a pracę na uczelni i jakieś dodatki typu blog, podcast umieścić może na marginesie? Tak, żeby pokazać, że to dla mnie dodatkowe zajęcie.
Nnie miałam lepszego pomysłu, jak pokazać moje wcześniejsze doświadczenia w projektowaniu – zajęło to dość dużo miejsca. Tam robiłam już jakieś sklepy internetowe, appki, przez kilka lat również zajmowałam się kodem, więc zależało mi, żeby pokazać, że to projektowanie to coś, co komercyjnie robię już w sumie od kilkunastu lat.
Na bank zmieniłabym narzędzie. Jak widzicie, projekt wizualny jest bardzo minimalistyczny i to mi odpowiada. Więc mogłabym go zrobić równie dobrze w jakimś edytorze tekstowym. Figma średnio działa z eksportem PDFów. Do tego są dość ciężkie, a to oznacza, że jeśli nie skorzystamy z wtyczek i dodatków, to i tak będzie trzeba jakoś wielkość plików zmniejszyć.
Co jeszcze? Chyba inaczej rozplanowałabym ten początek. Wstęp jest mimo wszystko dość suchy, nie mówi dużo o mnie. Więc połączyłabym go pewnie z opisem na dole.
Angielski w opisach CV i portfolio
Kiedy moi znajomi dowiedzieli się, że będę zaraz szukać pracy, zaoferowali się z pomocą. Od konsultacji CV, portfolio przez sprawdzenie treści, poprawności językowej czy nawet trening rozmowy kwalifikacyjnej. I za to im wszystkim tutaj bardzo, bardzo dziękuję.
Ale finalnie z żadnej pomocy nie skorzystałam. Dlaczego? Bo chciałam się sprawdzić. I pewnie część z was teraz przewróci oczami, ale to było dla mnie dość ważne. Żeby trochę zwalidować to co umiem, swoje metody i podejście. Zwłaszcza jeżeli chodzi o język.
Jestem absolutną nogą z gramatyki i mam tendencję do tworzenia dziwnych, skomplikowanych struktur gramatycznych w języku polskim, co przekładam też na angielski. W Polsce jest tendencja do wymagania znajomości języka na poziomie B2 lub C1, są testy językowe. I gwarantuję wam, że żadnego z nich bym pewnie nie zdała. I tu zaczęłam się obawiać, czy mój angielski jest wystarczający żeby swobodnie porozumiewać się na co dzień w pracy, prezentować, zadawać pytania, prowadzić czasem trudne dyskusje, dawać feedback i go przyjmować.
Założyłam więc, może niesłusznie, że jeśli moje CV i portfolio jest niedoskonałe na poziomie językowym, a mimo to, ktoś zaprasza mnie do procesu rekrutacji, to może oznacza, że dla firmy, nie jest to najważniejsza umiejętność.
O tym angielskim zresztą, będziemy mieć spotkanie na żywo z osobą zajmującą się zawodowo uczeniem angielskiego. Dam znać o tym wkrótce na blogu i w newsletterze!
Czego nie przewidziałam?
No dobra. Mamy CV i portfolio i przychodzi moment wysyłania dokumentów – opowiem wam o tym jak wyglądają procesy rekrutacyjne w następnym filmie z tej „serii poszukiwania pracy”. Ale zapomniałam o jeszcze jednym drobnym szczególe. A mianowicie – listach motywacyjnych. Coś, co w Polsce mam wrażenie już umarło, za granicą trzyma się całkiem nieźle. A przynajmniej w Holandii, bo tu szukałam teraz pracy.
Każde ogłoszenie wymagało przynajmniej napisania kilku słów – albo było na to miejsce w formularzu rekrutacyjnym albo prosili o załączenie PDFa z listem. No i tutaj przyznam, że się umęczyłam. W Notion, w szczegółach każdej rekrutacji, wrzucałam sobie notatkę, co tam danej firmie naskrobałam i z wielkim bólem wysyłałam te moje wypociny do firm. No dla mnie to było zaskoczenie, tym bardziej, że na rozmowach ludzie nawiązywali do tego co pisałam w tych listach. Czyli ktoś to czyta. I pewnie częściej niż to, co było w portfolio. Więc następnym razem miałabym przygotowaną przestrzeń i może jakąś formatkę, na to co chciałabym opisywać i jak. Żeby jednak trochę skrócić sobie to aplikowanie. Nie miałam tych aplikacji jakoś specjalnie dużo, więc tym razem się nie skusiłam żeby to sobie jakoś automatyzować, ale jeśli czeka was rekrutacja do zagranicznych firm i wiecie, że wyślecie tego sporo, to warto się do tego przygotować.
Kolejna rzecz, której nie przewidziałam, a którą fajnie by było mieć, to wersja CV w dokumencie tekstowym, łatwym do kopiowania i przeklejania dalej. Dużo firm korzystało z formularzy rekrutacyjnych, co oznaczało, że dokładnie to, co miałam w CV musiałam kopiować do formularzy. Kopiowanie wszystkiego z pojedynczych warstw Figmy do przeglądarki było koszmarem. Przerzuciłam się później na kopiowanie z LinkedIna, część rzeczy miałam gdzieś w Notion, zrobił się z tego niezły burdel.
No dobra, to tyle
Cel osiągnięty, pracę dostałam, więc jestem zadowolona. Oczywiście wszystko bym teraz w tym portfolio i CV pozmieniała, bo dlaczego by nie. Więc zamykam ten rozdział i dopóki nie będę musiała znowu szukać pracy, to do niego nie wracam. No może na ten moment, kiedy zabiorę się nareszcie za to robienie strony. Choć tu przyznam z motywacją będzie trudno.