To tekstowa wersja podcastu, którego możecie słuchać między innymi na Spotify lub Apple Podcasts oraz newslettera, który wysyłam dwa razy w miesiącu, do zapisanych osób. Wersja audio dostępna jest też na moim kanale YouTube.
Dziś bardziej o mnie i moim doświadczeniu z tak zwanym budowaniem marki osobistej. Co to jest, jak to wyglądało u mnie, skąd się wzięło, ale też trochę o ciemnych stronach rozpoznawalności w internecie i różnych sposobach jak tę markę możemy budować.
Wyrobienie marki osobistej było korzystne dla mnie z wielu powodów. Pomogło mi zwiększyć widoczność, zbudować wiarygodność i na pewno zarobić więcej kasy. Mimo, że nie robię dodatkowych zleceń od ponad 5 lat, wciąż spływają do mnie propozycje współpracy. I to wszystko bez strony promującej moje doświadczenie, bez dostępnego w sieci portfolio. Marce osobistej zawdzięczam wiele, ale całość ma też trochę ciemnych stron. Dzisiaj właśnie o tym – czyli personal brandingu.
Co to jest ta marka osobista?
Personal brand (marka osobista) – może być skutecznym narzędziem dla tych, którzy chcą ugruntować swoją pozycję w określonej dziedzinie.
To celowy wysiłek, który podejmujemy żeby wpłynąć na postrzeganie nas przez otoczenie. Inne, ładne określenie, które znalazłam to „Nasze odbicie w oczach innych”. I tak jak budujemy marki produktów i usług, tak samo budujemy marki osób. Ciekawym przykładem są „marki” ze świata polityki. A na gigantyczną skalę robią to prezydenci USA (oraz kandydaci i kandydatki).
Jak to się zaczęło?
Wbrew pozorom moja historia z budowaniem marki osobistej wcale nie zaczęła się od kanału na YouTube. Ani żadnych portali społecznościowych ? Głównie dlatego, że nie były wtedy specjalnie popularne, a swoje pięć minut w Polsce miały wtedy… blogi.
Pracowałam w małej agencji reklamowej jakich było wtedy na pęczki, finansowo ledwo wiązałam koniec z końcem i mój budżet wciąż opierałam na dodatkowych zleceniach (bo wypłata ledwo starczała na opłacenie rachunków). Szukanie klientów, odpowiadanie na kolejne maile „dlaczego tak drogo” i konkurowanie z osobami, które robiły to samo za 5 zł (tak, tak, o mitycznym psuciu rynku już wtedy dyskutowało się internetowych forach), było męczące, czasochłonne i przede wszystkim mega frustrujące.
Zastanawiałam się więc jak to zrobić, żeby klienci przychodzili do mnie, a nie na odwrót. I wymyśliłam – zacznę prowadzić bloga. Blog miał mieć charakter edukacyjny – pokazywać proces pracy (dlaczego to trwa tyle czasu), dlaczego współpraca jest ważna (i jak kliencie przygotować się do rozmowy i wypełnienia briefu), ale też miał obalać mity, które narosły wokół tematów związanych z projektowaniem czy tworzeniem stron (głównie przez złe tłumaczenia lub powoływanie się na „takmisięwydaje” sprzeczne np. z najnowszymi badaniami).
I miał być przede wszystkim po polsku, bo właśnie w tym języku, takich materiałów było bardzo mało. I wiecie co? Efekty zobaczyłam dość szybko.
Jak to się zmieniało?
Przez czas, w którym tworzyłam treści związane z projektowaniem, a będzie to… 11 lat ??? sporo się zmieniło. Zmieniała się publika – od treści kierowanych do klientów, do treści dla osób zainteresowanych projektowaniem (co nie wyklucza też klientów). Zmieniały się, a raczej dochodziły, różne kanały – YouTube, Instagram, Facebook, newsletter. Pojawiały się inne osoby tworzące podobne treści. A przede wszystkim zmieniłam się ja i moje podejście do ich tworzenia. Od dużej determinacji i regularności, przeszłam z powrotem do trybu – kiedy mam ochotę to tworzę. Co zatem sprawiło, że wciąż tu jestem, a publika na YouTubie, choć wolno, to cały czas sobie rośnie? Myślę, że będzie kilka takich powodów.
Co sprawiło, że udało mi się stworzyć skuteczną markę osobistą*?
* skuteczność jest tu pewnie bardzo obiektywna, niemniej dla mnie jest to kwestia poleceń, otrzymywanych zapytań (oferty pracy, zaproszenia do prowadzenia zajęć na uczelniach, zaproszenia do paneli dyskusyjnych czy wystąpień na konferencjach)
? To tylko dodatek. Budowanie marki osobistej zaczęło się trochę przez przypadek – po prostu chciałam znaleźć sposób dotarcia do nowych zleceń. Były momenty, kiedy moje działania budujące markę były bardziej zorganizowane i zaplanowane (bo np. wpływały również na wizerunek firm, dla których pracowałam). Ale to był zawsze dodatek. Nie cierpię kiedy ktoś mówi o mnie per YouTuberka albo jeszcze gorzej – influenserka ? Bo choć nie ma nic wstydliwego w tym, by zajmować się nagrywaniem filmików czy promowaniem tego czy tamtego, moim głównym zajęciem jest praca projektowa. I mam nadzieję, że ta proporcja nigdy się nie zmieni.
? A to oznacza, że poza gadaniem o projektowaniu, po prostu pracuję zawodowo. I kiedy jednocześnie wyskakiwałam trochę z lodówki, można mnie było spotkać też w projektach, na spotkaniach ofertowych, szkoleniach i wykładach dla firm.
Dobrze wykonana praca, była i jest dla mnie bardziej wartościowym poleceniem i budowaniem mojego wizerunku niż lajki, komentarze i szery. Klienci i klientki, z którymi pracowałam, którzy w kolejnych projektach i firmach odzywają się z propozycjami współpracy, albo polecają mnie dalej w innych firmach – to coś, co realnie budowało i buduje nadal moją markę.
Do tego po prostu wiem o czym gadam, mam doświadczenie i się nim dzielę. Nie tworzę materiałów o tematach, o których nie wiem, przeczytałam książkę albo trzy teksty na medium i świruję eskeprtkę, tylko gadam o rzeczach, w których mam jakieś doświadczenie i wraz z tym doświadczeniem, pewne obserwacje.
? To oznacza też, że nie spinam się jakoś specjalnie z moimi działaniami w sieci – bo mam inną, główną pracę. Mam kanał, na którym nadal nie mam intro do filmików, intro do kanału jest bardzo nieaktualne, a za tworzeniem miniaturek czy tytułów nie stoi żaden złożony proces (poza wrzucaniem słów kluczowych do pozycjonowania). Dźwięk jest czasem do dupy, kadry trochę biedne, literówki i błędy zdarzają się zdecydowanie za często, a całość ma charakter yolo, bo… no bo nie muszę się spinać. I ten brak perfekcjonizmu pozwala mi działać i nie blokować się drobiazgami. W ostatnich kilku latach widziałam wiele prób tworzenia kanałów na YT lub kont na Instagramie, które zaczęły na bogato. Jakość i długość materiałów, których można pozazdrościć. I na bank godziny, jak nie dni włożonej pracy. Tylko jest jeden problem…
? To wymaga czasu. Co za tym idzie, trzeba uzbroić się w cierpliwość żeby zobaczyć efekty. No chyba, że masz budżety reklamowe i dobrze pospinane współprace – na bank będzie łatwiej. Ale dotarcie do grupy odbiorców i dopasowanie do nich odpowiedniej propozycji wartości, po prostu trwa. Jest też teraz dużo większa konkurencja. Wpisy o tym jak projektować i czego nie robić wylewają się z ekranów wszystkich, możliwych kanałów. Odbiorcy mają mnóstwo miejsc, do których można zaglądać – odnalezienie właśnie Ciebie i przywiązanie się do Twoich treści, po prostu zajmie trochę czasu. A więc gratyfikacja za poświęcony czas, będzie oddalona. Jestem bardzo cierpliwą osobą i chyba to mnie uratowało.
? A jak już wspomniałam o propozycji wartości. To trzeba sobie zadać pytanie – co właściwie oferujemy swoim odbiorcom? U mnie to było dość proste – brakowało treści po polsku. A jak już zaczęło pojawiać się ich więcej, szukałam treści do bardziej praktycznego opisania, wchodzenia w szczegóły czy praktyczne przykłady, do których dostęp był trudny.
Ale miało być też o ciemniejszych stronach
? Czas. Mimo, że nie tworzę już regularnie treści, to zawsze są to godziny poświęcone na wymyślaniu, szukaniu, redagowaniu materiałów. To rozmowy z osobami, które goszczą na kanale, umawianie godzin, ustalanie szczegółów, wymiana wielu maili. Kiedy rozkręcałam kanał, wiedziałam, że bez regularności, raczej nie uda się zdobyć publiki. Przez dwa lata, co poniedziałek, pojawiały się filmy. Które sama nagrywałam, montowałam, publikowałam. Godziny, dni, tygodnie pracy, poświęconej na tworzenie treści na różne kanały. Czas, który można wykorzystać na miliard innych, ciekawszych sposobów.
? Przyciąganie niechcianej uwagi i hejt. Mam duże szczęście do społeczności, którą wokół siebie budowałam. Jedną z zasad bycia częścią tej społeczności było – nie bądź dupkiem. A to oznaczało zero tolerancji na głupie zaczepki, chamskie komentarze, wyśmiewanie się z osób, które np. dopiero stawiały pierwsze kroki w projektowaniu. Mimo to, nie udało się uniknąć hejterów. O ironio, w zdecydowanej większości byli to panowie po 50, którzy nie dopuszczali do siebie myśli, że można pracować (myśleć) inaczej niż oni. No i mam tatuaże, to już w ogóle przekreśla moje prawo do dzielenia się moim punktem widzenia 😀 I byłoby ok, gdyby to były komentarze mówiące, że się nie znam czy nie mam racji. Ale nagminne pisanie do mnie w różnych kanałach (FB, Insta, YT, mail, komentarze na blogu), obrażając mnie (wygląd, sposób mówienia, nawet rzekomy, ukrywany wschodni akcent xD), wyzywając mnie, moich bliskich, masa agresji, chamstwa… to serio ryje trochę banie.
Ale najbardziej zrył mi banie stalking. Min. przez to bardzo pilnuję się z udostępnianiem w sieci bieżącej lokalizacji (wrzucam z reguły zdjęcia miejsc, gdzie byłam z kilkugodzinnym opóźnieniem) i nie pokazuję dokładnego miejsca zamieszkania czy moich bliskich.
? Presja, że nie podołam wizerunkowi w codziennej pracy zawodowej. No bo Oczekiwania potrafią być naprawdę duże – ja nie kontroluję tego jak opisują mnie inne osoby (np. czasem zdecydowanie za bardzo przeceniając moje doświadczenie albo umiejętności, typu – mistrzyni projektowania xD, ekspertka obszaru – zainteresowania). W poprzedniej pracy reprezentowałam cały zespół projektowy, byłam niejako twarzą tego zespołu, reprezentowałam go na konferencjach, ale przede wszystkim w rozmowach biznesowych z klientami. I cały czas, miałam z tyłu głowy, ten cichy głosik syndromu oszusta – hej, zaraz odkryją, że wcale nie jesteś taka super, co wtedy?
To jeszcze na koniec, jak można sobie tę markę budować?
Nie trzeba od razu tworzyć kanału i wrzucać filmików do sieci. Jest dużo sposobów na budowanie marki w projektowaniu, te które przychodzą mi na myśl to:
? Wystąpienia na konferencjach, meetupach i innych wydarzeniach związanych z projektowaniem (wiele wydarzeń ma tak zwane Call for papers – czyli możliwość zgłoszenia się do wystąpienia – nie trzeba mieć wtedy wyrobionej marki i czekać na zaproszenia).
? Tworzenie treści – YouTube, TikTok, Instagram, Twitter, LinkedIn, blog, podcast, newsletter. Jest maaasa kanałów, na których można tworzyć treści. Problemem jest tylko dobre sprofilowanie się na konkretną grupę odbiorców i znalezienie swojej niszy.
? Zbudowanie mocnego portfolio i bazy zadowolonych klientów – nie musisz gadać Ty, spraw, żeby to oni gadali o Tobie. Koniecznie proś o referencje, opinie, komentarze (np. na LinkedIn lub po prostu w formie krótkiego komentarza na maila).
? Dołączenie do społeczności (online lub offline) i udzielanie się, pomoc innym, polecenia materiałów.
? Organizacja własnego wydarzenia (dlaczego czekać na kogoś?) – organizacja małego spotkania to nie jakieś rocket science, nie trzeba zaczynać od razu od dużych konferencji czy super oficjalnych spotkań. Co więcej, niektóre firmy wspierają w organizacji mniejszych wydarzeń, jak choćby Figma.
? Oferta konsultacji projektowych lub krytyki, aby pomóc innym doskonalić swoje umiejętności projektowe i zyskać pozycję osoby mentorskiej w branży
No i wspomnieć myślę, że warto, że budowanie marki osobistej nie jest zastrzeżone tylko dla osób eksperckich – można budować markę na tym, że dopiero zaczynamy, że czegoś się uczymy, że coś odkrywamy i dzielimy się tym z innymi osobami. Ale bądźmy fair i mówmy wprost, że zaczynamy i że wszystkiego jeszcze nie wiemy, bo spotkałam się z osobami, które sprzedawały się jako specjaliści i specjalistki z jakiegoś obszaru, a okazywało się, że na swoim koncie nie mają ani jednego stworzonego projektu – a treści tworzone były na podstawie tekstów innych twórców. W dobie AI takie generowane treści robi się jeszcze łatwiej –
I tak, wiem, to brzmi dużo łatwiej niż realizacja. Ale nikt nie mówił, że będzie łatwo 😀